Moje nagie stopy przy każdym kroku stykały się z miękką,
dość chłodna powierzchnią, którą jednym spojrzeniem zidentyfikowałam, jako
trawę pokryta poranną rosą. Z lekka
przerażona nieznanym położeniem okręciłam się wokół własnej osi, aby dostrzec
coś znajomego. Popadłam w jeszcze większą panikę, gdy zorientowałam się, że
miejsce w którym się znajduję (tzn.polana) otoczona jest z każdej możliwej
strony gęstym lasem. Możecie się śmiać, ale przerażenie z nim związane zostało
mi jeszcze z dziecięcych lat, kiedy to
mała ,przesłodka dziewczynka o imieniu Lilian, została uprowadzona przez
starszego o dwa lata kolegę o imieniu Nick. Żarty, żartami, ale to nie on
musiał się błąkać w przerażających odmętach ciemności, przy raczej nie miłym
zapachu wydzielanym przez, no właśnie przez co? Do tej pory stanowi to dla mnie
zagadkę. A potem psycholodzy łamią sobie głowy, by dotrzeć do źródła tych
wszystkich obsesji które kłębią się w ludzkich sercach. Ale, może to i lepiej
przynajmniej mają swoje zadanie, zamykają się we własnych fantazjach i dają
człowiekowi spokój, stanowiąc przeciwieństwo telemarketerów, którzy ostatnimi
czasy wydzwaniająco do mnie o nieludzkich porach, z zapytaniem czy przypadkiem
nie chcę kupić cudotwórczego mopa. No tak, przecież Lilian Sanchez nic innego
do szczęścia nie potrzeba, prócz kupna niezbędnego dla nastolatek urządzenia
czyszczącego, za jedyne 500 złotych.
Głośno wypuściłam powietrze zebrane w moich płucach. Jak
zwykle przy głębokich przemyśleniach zapominam, o bądź, co bądź istotniej
czynności dla mego życia, oddychaniu. Mocnym podmuchem wprawiłam w ruch nasiona
dojrzałego mlecza, stwarzając wokół siebie magiczną poświatę, która ginęła
powoli za cieniem zacieśniających się wokół mojej postaci ,drzew. Krzyczałam,
błagałam o pomoc, jednak co najdziwniejsze z mych ust nie wydobywał się żaden
dźwięk. Ze zdenerwowania zaczęłam biec w bliżej nieokreślonym kierunku,
chciałam się stąd wydostać. Lecz, im dalej się przemieszczałam tym dalej
zagłębiałam się w las. Już miałam się poddać, kiedy to moja uwagę przykuła
postać, skulona, nieporadna, jednak byłam pewna, iż jest to męska sylwetka,
którą na dodatek znałam. Szalenie prze szczęśliwa z tego właśnie powodu znów
rozpoczęłam wyścig, gdy znalazłam się bliżej chłopaka opartego o drzewo, które
stanowiło jego wybawczą podporę, usłyszałam płacz. Wszystko wokół stało się
jedna wielką i mglistą plamą. Wirowanie, mdłości i jedno słowo, które od chwili
przebudzenia samo cisnęło mi się na usta- Zayn.
*
Otworzyłam drżące ze zdenerwowania powieki. Odrzuciłam pomięty kocyk, na brzeg
dwuosobowego łoża. Rozejrzałam się po nieznanym pomieszczeniu, które jednak po
chwili stało się przeze mnie rozpoznawalne. Pokój Malika. -Zayn- szepnęłam
przerażona. Obłęd. Boję się, w tym momencie cholernie mocno, boję się o mojego
przyjaciela. Nie jedni wmawialiby mi głupią sentencje 'to tylko sen', nie
wiedząc jaką wagę stanowi u mnie, ten dla wszystkich najzwyklejszy w świecie
obraz, który zostaje przekazywany przez
ich podświadomość, niemalże codziennie. Mnie natomiast zostaje przekazywany
niemalże nigdy. Gdy jednak przytrafia się jedna z tych szczególnych nocy, wiem,
że muszę uważać, nawet nie chodzi o mnie. Dużo większy strach wywołuje u mnie
strata bliskich osób. Jedynych osób, które obdarzyłam zaufaniem, po śmierci
babci. Wywołali gorzkie łzy, ale potrafili wywołać także szczery uśmiech. Nie
ten, fałszywy, który i tak rzadko witał na mojej twarzy, od dnia... właściwie
od zawsze. Oczywiście odejmując chwile spędzone z moją świętej pamięci babką
Felicją.
To było ostrzeżenie, wysłane przez umysł. Niestety cholernie
trudne do zrozumienia. Zawsze takie były, niedokończone, urwane w połowie, a
czasem nawet tuż przy początku. Zawiłe, nie dające żadnego pożytku, prócz
wywołania u mnie panicznego strachu, obezwładniającego całe ciało.
*
Czaszkę przeszywał silny ból. Potykając się o własne nogi,
dokuśtykałam do schodów prowadzących na parter, mieszkania. Biegłam ciężko
oddychając, nie zważając na co rusz, pojawiające sie mroczki przed oczami. O mało
co nie zachłysnęłam się szczęściem, gdy usłyszałam głos Zayna przebijający się,
przez barierę wytworzoną przez mój mózg.- Harry, wiem, że najmądrzejszy nie
jesteś, ale... i nie usłyszałam w czym przeszkadza mu jego głupota, ponieważ
nagle moja noga osunęła się niebezpiecznie, po krawędzi pierwszego stopnia
stromych schodków. Runęłam jak długa, a jedyne na co mnie stać to wykrzyczenie
mało ambitnych słów.- Kurwa! No nie! Ałć! To bolało! -Dlaczego ja? Nie wierzę,
po prostu nie wierzę. Zawsze i bez wyjątku takie sytuacje przydarzają się mi.
Głupi ma wieczne szczęście, więc godne zastanowienia jest to, czemu mnie mimo
tego omija. W cholerę z tymi ludowymi mądrościami. Mogę się jedynie cieszyć, iż
lekko się poobijałam, ale ostatecznie wyszłam z tego bez szwanku. Ja tu sobie
przeprowadzam kulturalną rozmowę z własną podświadomością, a tych dwóch pajaców
nie szczędzi sobie radości z mojego wypadku.- No i z czego wy się tak
śmiejecie?- naburmuszona skrzyżowałam ręce na piersiach. Powoli zaczęło do mnie
docierać co właściwie się stało, ale poudaje jeszcze chwilę obrażoną. Chciałam,
no ale nie mogłam się powstrzymać, przed chichotem. Tak dobrze słyszycie
chichotem. Jestem pod wrażeniem nawet nie wiedziałam, że potrafię chichotać jak
jedna z tych plastikowych idiotek. To niesamowite wręcz odkrycie wywołało u
mnie, kolejną salwę śmiechu. Jedna nastawała po drugiej, atak Zayna i Harrego
widocznie każdemu się udziela.
Gdyby chociażby dwa tygodnie temu, ktoś powiedziałby mi że w
najlepsze zaśmiewałabym się z mojej nieudolności wtulona w samego Harrego
Stylesa, wraz z nowym przyjacielem Zaynem Malikiem, własnoręcznie załatwiłabym
mu wizytę u najlepszego psychiatry w kraju.
*
-Anastazja jest w
szpitalu!- usłyszeliśmy słaby głos bladego Horana przekraczającego próg
apartamentu.-Miała wypadek…- wszedł osuwając się na kolana.
Natychmiast podniosłam się z ziemi i podeszłam do niego
szybkim krokiem. Uchwyciłam jego twarz w dłonie i spojrzałam ze złością w jego
oczy- Niall wypadek to poważna sytuacja ,a nie przedmiot żartów.- wściekła
zaczęłam wymachiwać rękami. Jednak żaden traf nie był celny, zawdzięczam to
furii, która nade mną zapanowała. Poczerwieniałam, a z oczu zaczęły cieknąć
łzy. Byłam pewna, że zaraz powiadomi nas, iż był to tylko szczeniacki kawał,
zaśmieje się i będzie wielce szczęśliwy, że udało mu się wkręcić chłopaków.
Nienawidzę tego. Pamiętam, już mnie kiedyś oszukali. Ja uwierzyłam i zrobiłam
coś strasznego, coś czego bardzo żałuję do dnia dzisiejszego.
Silne ramiona Zayna, Harrego, Zayna, Harrego. Nie wiem co
się dzieje amok, mną zawładnął.
-Mówię prawdę, nie potrafię kłamać- momentalnie poczułam
falę spokoju, po której nastała kolejna fala rozpaczy. Anastazja. Bliska osoba.
Sen.