środa, 26 grudnia 2012

{001} Nadciągając burza


Lilian
Pierwsza łza spłynęła po moim policzku w raz z myślą wpływającą do mojej głowy. Dlaczego ona musiała mi to zrobić? Pytam, ale nie dostaje odpowiedzi. Czuję się dziwnie jednocześnie za nią tęskniąc i jej nienawidząc. Chociaż na świecie żyją miliardy ludzi ja czuję się jakby, nie było wokół mnie żywej duszy. Pozostawiła mnie samą. Nie wierzę w to, a jednak okazuje się być to prawdą. Nie mam już nikogo, rodzinę straciłam wraz z śmiercią babci, a przyjaciele. No właśnie takowych nie posiadam. Wszyscy okazali się fałszywymi osobnikami, którzy w najgorszych momentach mojego życia po prostu odeszli, zostawiając po sobie tylko wspomnienia- jedyną rzecz, której nikt nigdy nie może mi odebrać.

Muszę przyznać się przed sobą którą z dróg wybieram tą, w której przeszłość staje się moją teraźniejszością, mam namiastkę tego co było kiedyś i poddaje się rwącej rzece wspomnień lub tą, w której stawiam czoła wszystkim przeciwnościom losu, które czyhają za każdym rogiem i nie poddaje się za nic. Moja podświadomość nakłania mnie do wytypowania drogi numer dwa. Tak też robię z czym także wiąże się zmuszenie swojej osoby do otarcia łez z policzków i zamknięcia pękającej w szwach walizki. Jak mantrę powtarzam sobie dwa, tak naprawdę trzy słowa Stay strong Lilian. Stay strong.
*

Siedzę samotnie na peronie. Wokół  mnie same kochające się pary lub rodzice żegnający swoje dzieci. Los zachowuje się wobec mnie cholernie niesprawiedliwe. No ale cóż podjęłam taką, a nie inną decyzję więc jakoś będę musiała sobie poradzić. Gwizd przyjeżdżającego pociągu wyrwał mnie z przemyśleń, wstałam z ławeczki i weszłam do wcześniej wspominanego środku transportu. Szybko uporałam się z odnalezieniem zarezerwowanego miejsca, po czym skierowałam wzrok na okno i ostatni raz spojrzałam na miejscowość, w której mieszkałam przez całe życie. Czas, aby pożegnać się z tym miastem na zawsze- już do niego nie wrócę. To tylko przypominałoby mi o mojej przeszłości czego chcę uniknąć za wszelką cenę. Cenę, którą jest mieszkanie w akademiku w innym miejscu. Nowym miejscu, do którego nie mam ochoty żyć, a jednak będę musiała to robić tylko i wyłącznie dla własnego dobra.
*
Przyjechałam już do tego łagodnie ujmując obskurnego miejsca. Na samą myśl, że teraz ten budynek stanie się moim domem zaczynam się śmiać. Tylko nie normalnym śmiechem ten mój jest histeryczny jak u jakiejś hieny. Dość dziwne, ale gdybyście to zobaczyli wasza reakcja byłaby pewnie podobna. Odpadający tynk, zgniły zielony kolor i małe okna raczej nie chwytają człowieka za serce. Ale wiem że jakoś muszę to przeżyć więc ruszam i wchodzę do budynku z dumnie uniesioną głową. Pierwsze co zauważam to otyłą podstarzałą recepcjonistkę w dodatku z przetłuszczonymi włosami. Co jak co idealnie tutaj pasuje, jest tak samo piękna jak cały obiekt. Jej wygląd ,,trochę’’ odstrasza ale jakoś muszę się dostać do pokoju więc pochodzę do miejsca jej pracy szybkim krokiem.
- Dzień dobry. Nazywam się Lialian Sanchez i od tego roku miałam zacząć tu mieszkać- wypowiadam te słowa nie zbyt mile. No tak nie wiem po co o tym wspominam przecież ja nikogo nie darzę miłością.
Kobieta spojrzała na mnie spod byka i zaczęła coś wpisywać na klawiaturze od hmm niech pomyślę około stuletniego komputera. Jak by tego było mało musiałam czekać, aż wreszcie się z tym upora, całe wieki. Znudzona chciałam się oprzeć o ladę, ale wolałam nie ryzykować jej zawaleniem. Po długich męczarniach kobieta mi odpowiada. Nie dość, że z łaską to jeszcze wielce zmęczonym głosem. No tak jakbym zapomniała przecież wciśnięcie kilku klawiszy może człowieka naprawdę wyczerpać.
- Tak znalazłam cię w systemie. Twój pokój ma numer 269.- Mówiąc szperała w starej szafce, która mieściła się tuż obok niej – Proszę- podała mi klucz.
A ja jak gdyby nigdy nic odeszłam bez słowa pożegnania. Oczywiście moje lokum musiało znajdować się na ostatnim piętrze budynku. Wizja wchodzenia po schodach na czwarty poziom wraz z dziesięciokilową walizką raczej się do mnie nie uśmiecha. Wznoszę ręce do nieba właściwie to sufitu i pytam się za jakie grzechy. No ale jak zwykle odpowiedź do mnie nie dociera. Powoli się przyzwyczajam. Ale dość lamentowania trzeba wziąć się do pracy. Tak jak myślałam zajęło mi to sporo czasu. Gdy wreszcie dotarłam na miejsce, czułam się jakbym weszła co najmniej na Mont Everest. Zziajana i spocona osunęłam się po ścianie i usiadłam na starym zakurzonym dywanie. Ostatkami sił wyjęłam papierosy z podręcznej torby i zaciągnęłam się. Wreszcie, przyszło ukojenie.
*
Moja lokatorka nie jest zła. Szczerze powiedziawszy spodziewałam się czegoś gorszego. Może ta Anastazja, nie jest typową tapeciarą. A, jednak coś mi się wydaje że chorobliwie dba o swój wygląd. To że nie jest pustą lalką Barbie nie oznacza, że nie będzie obiektem moich żartów. Już pierwszego dnia zaledwie po 15 minutach moja kochana przyjaciółeczka została uziemiona. Ups, tak mi przykro.


Anastazja
Półtora roku później
Siedział na łóżku wbijając wzrok we mnie- pakującą kolejne walizki.
-Dlaczego mi to robisz?- zapytał połykając kolejne słone łzy. Spojrzałam tylko na niego spod wachlarza ciemnych rzęs, nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Chłopak wyciągnął do mnie ręce, nie zignorowałam tego, nie powstrzymując łez podeszłam do niego. Chłopak wierzchem dłoni wytarł moje łzy poczym chwycił moją twarz i patrząc prosto w moje oczy powiedział- To był najlepszy okres w moim życiu, teraz kiedy musimy to zakończyć jest najgorszy, uwierz mi skarbie.- jego brązowe oczy zaszkliły się, a dolna warga zadrżała- Byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją wakacyjną miłością. I przyrzekam Ci, że nigdy cię nie zapomnę, Ciebie ani tego co razem tutaj przeżyliśmy. Musisz po prostu uwierzyć w to, że musimy powiedzieć sobie ,,Żegnaj’’. Nie musisz mówić,- zrobił krótką pauzę by wytrzeć i swoje łzy- przyrzekać, że zadzwonisz obiecaj mi tylko, że tak jak ja nigdy o Nas nie zapomnisz, bo ty byłaś moja na wakacje, ale teraz to jest po prostu koniec.- kolejna łza spłynęła po jago policzku. Niepewnie kiwnęłam głową, nie mogłabym zapomnieć. Myśląc o tym wszystkim Naszych wspólnych chwilach objęłam jego szyję. Wtuliwszy się w jego pierś po raz ostatni wdychałam jego cudne perfumy. Zdając sobie sprawę, iż szybko go nie puszczę przysiedliśmy na skraju łóżka.
 –Kocham Cię.- wyszeptałam.
-Gdyby nie oni, zostałabyś?- chłopak widząc, iż chcę odejść szybko złapał mnie za nadgarstek. Spojrzawszy mi głęboko w oczy, poprosił o odpowiedź.
-Nie chciałabym zrujnować tego, co już udało wam się wybudować.- powiedziałam wycierając łzy. Odwróciwszy się na pięcie usłyszałam po raz kolejny drżący głos chłopaka.
-Weź to.- wstał i do ręki wcisnął mi płytę CD.- Kiedy będziesz już w domu wysłuchaj.- przytulił mnie ostatni raz i pozwolił odejść.
Teraźniejszość
Siedziałam na przystanku czekając na autobus który miał zawieść mnie do mojej szkoły. Wakacje minęły za szybko, stanowczo za szybko. Jeszcze nie tak dawno wsiadałam na pokład samolotu do Chorwacji myśląc o powrocie do miejsca gdzie pochowane zostały wszystkie moje wspomnienia. Drugi rok w akademiku, a dopiero co poznawałam wszystkich w liceum. Rodzice umieścili mnie w internacie ponieważ, jak twierdzili, gdybym została w domu, w nauce przeszkadzałyby mi ,,normalne’’ sprawy jak zakupy, wypady na zakupy z przyjaciółkami i imprezy, plus moja młodsza siostra Emila. Musze was zapewnić, że ten mały diabeł przez cały letni czas spędzony w domu katował mnie piosenkami Bieber’a i One Direction, jak ja ją wtedy kochałam {tak mocno, że z tej miłości miałam ochotę udusić tego małego dzikusa}. Mój mózg dostał mocnego kopa wiadomościami z ich życia i różnymi ciekawostkami związanymi z idolami Emilki.  Nie wiem dlaczego rodzice pozwalają jej słuchać niektórych jej piosenek, mi było wstyd kiedy słyszałam na przykład piosenkę Love Me Like You Do, no proszę was ,,Umieść mnie w środku kochanie, to właśnie tam zacznę’’. Łapiecie aluzję? Mam nadzieję. A najgorsze co mnie spotkało to piosenka Rock Me, mój ojciec jest Irlandczykiem także dobrze wie, że w Brytyjskim slangu Rock Me, to po porostu ‘’bzyknij mnie’’. Ciekawe, naprawdę fascynujące, iż pozwolili jej tego słuchać. Ale nie to rozwaliło mnie na łopatki, ‘’Chcę, żebyś przycisnął ten ciężki, metalowy pedał. Pokazał, że Ci zależy’’ Gdy tylko to usłyszałam to po prostu tarzałam się ze śmiechu i frustracji po podłodze. No bo przepraszam bo ja to odbieram jako propozycję jednoznaczną. Dobrze, ale zostawiając piosenki z podtekstami przejdźmy do tego, co prawie przysporzyło mnie o zawał. Rodzice myśląc, że ,,lofffciam’’ One Direction kupili mi dwa bilety w pierwszym rzędzie na ich koncert w Londynie. Naturalnie mam zabrać swoją siostrę. Świetnie, nieprawdaż? Sarkazmem śmierdzi tu na kilometry. No właśnie, koncert jest już za dwa tygodnie, nie wiem jak ja to przeżyję. Dlaczego los pokarał mnie taką siostrą?
Trzy godziny później.
Przywitawszy się z dyrektorką szkoły udałam się do swojego pokoju na czwartym piętrze. Nie chciałam by ktokolwiek ze szkoły poznał prawdziwą mnie więc mieszkałam tam sama, rodzice zapłacili za mały remont pokoju. Zależało mi na tym bym mogła sama urządzić go według własnego pomysłu. O jakież było moje zdziwienie kiedy przy drzwiach ujrzałam klęczącą na podłodze postać. Brunetka paliła papierosa i najwyraźniej czekała właśnie na mnie. Udając, iż jej nie zauważyłam otworzyłam drzwi do pokoju i weszłam na stare śmieci.
-Ekhem.- usłyszałam chrząknięcie dziewczyny. Raczyłam na nią spojrzeć i wyszeptać coś w rodzaju ‘’Masz jakiś problem?’’- Tak, i to dosyć duży problem bo mam tu mieszkać.- dziewczyna wciągnęła dym tytoniowy do płuc i zgasiła papierosa, wgniatając go w podłogę. Wstała, poprawiła delikatnie czarne spodenki i bezczelnie popychając mnie weszła do środka.-Ładnie tu masz.- rozejrzała się wokoło i wzrokiem zapytała czy może zająć łóżko po lewej stornie. Kiwnęłam głową na tak i wniosłam swoje walizki. Dziewczyna rzuciła się w brudnych butach na czysty fioletowy kocyk który ochraniał jasnoniebieską, bawełnianą pościel. Postawiwszy bagaże na podeście usłyszałam jak dziewczyna odpala kolejnego papierosa.
-Nie będziesz tu palić.- powiedziałam stanowczo patrząc na nią jedynym z moich morderczych spojrzeń.
-Będę.- odpowiedziała i jakby nigdy nic zaciągnęła się dymem.- Musisz być nadziana.- posłała mi pełne sarkastycznego podziwu spojrzenie i uśmiechnęła się łobuziarsko- Widziałam inne pokoje, ten jest wypasiony.-Tak w ogóle moje maniery zgubiły się gdzieś w lesie.- znów uśmiechnęła się w ten swój ironiczny sposób- Jestem Lilian.
-Anastazja.- powiedziałam najobojętniejszym tonem jakim tylko mogłam. Przysiadłszy na skraju miękkiego łóżka zdjęłam wysokie, czarne szpilki i zmieniłam je na wygodne papucie.- Skoro będziemy to razem mieszkać, to możesz mówić mi Annie.
-Taki trochę brytyjski skrót.-zaśmiała się.
-Pochodzę z Irlandii.
-Mhm. I pewnie słuchasz tego zespołu, One Direction, nie? Wyglądasz na taką która podkochuje się w gwiazdach popu. Wiesz, nie chciałam cię urazić.- wyrzuciła z siebie kiedy zobaczyła mój błagający o litość jęk.- Tylko chodzi o to, że na walizce masz ich naklejki.- posłała mi zwycięskie spojrzenie a ja od razu poczerwieniałam.
-Emila.- warknęłam i zaczęłam odklejać naklejki z podobizną piosenkarzy.
-Emila? Twoja siostra, zapewne ich kocha.- znów się zaśmiała i zdjąwszy swoje buciska podeszła do mnie.-Wiesz, ze mną nie będziesz miała spokojnego życia także, możesz się przyzwyczaić. Ano, i najważniejsze jest to, iż możesz oswoić się z myślą, że cała szkoła dowie się o Twojej niepohamowanej miłości do tego zespołu.- uśmiechnęła się tajemniczo i z kieszeni spodenek wyjęła białego Blackberry.- Pstryk! Gotowe piękne zdjęcie.- uśmiechnęła się diabelsko i machnęła mi telefonem przed oczami.- Mam już czym cię szantażować.- i właśnie w tym momencie zorientowałam się, że Lilian {o ile nie okłamała mnie w kwestii imienia} będzie jednym z moich utrapień, z nią nie będę mogła spać spokojnie. Powodzenia Annie!

Monika: A więc witajcie! Jest mi strasznie miło,że pod wprowadzeniem było 13 komentarzy, za które chciałabym Wam serdecznie podziękować. Mam nadzieję, iż blog i nasz styl pisania podoba Wam się i że bardzo chętnie będziecie czytać nowe rozdziały. Następne posty pojawią się jakoś w przyszłym tygodniu c: Albumy zaaktualizujemy po nowym roku bo mój przyjaciel ,,miszcz fotoszopa'' się nie odzywa...

piątek, 14 grudnia 2012

Prolog.


Lilian

Rok wcześniej
Teraz to jestem dopiero wkurzona. Chociaż słowo ‘wkurzona’ to za mało powiedziane, ja jestem po prostu doprowadzona do granic wytrzymałości. Mam ochotę zabić kogokolwiek kto akurat się na mnie natknie i powiem wam, że nawet bym się przed tym nie pohamowała. Akurat gdy chcę wyjść się gdzieś zabawić w moich opiekunach budzi się instynkt rodzicielski. Pff dobre sobie. W tej sytuacji nagle dotarło do nich, że mają córkę. Jakoś przez ostatnie 16 lat nie byli za bardzo moją osobą zainteresowani. Swoją drogą ten zakaz naprawdę nie ma najmniejszego sensu. Jak się pewnie domyślacie i tak ich nie posłucham. W sumie to moje plany są ociupinkę bardziej złowieszcze. Pójdę do tego klubu tak czy siak tyle, że nie będzie on już w moim rodzinnym mieście(czyli Poznaniu) lecz nieco dalej mianowicie w Londynie. To dopiero dobre już nie mogę się doczekać ich min kiedy zobaczą moje zdjęcia z tamtego miejsca. To będzie niezapomniane przeżycie.
Cztery godziny później 
21.00
Londyński klub

Z zadowoloną miną siadam przy wolnym stoliku z przed chwilą zamówionym trunkiem. Zważając na to, że jestem już po paru głębszych o mało co nie zabiłam się na moich 12 centymetrowych szpilkach, ale ten fakt możemy pominąć. Popijając z butelki jak na prawdziwą damę przystało rozmyślałam nad swoim nędznym życiem. Co prawda mogę robić to co mi się żywnie i mam mnóstwo kasy, ale wychowywanie bez rodziców bardzo boli. Nawet nie możecie sobie wyobrazić jak bardzo. Te, a jakże pasjonujące przemyślenia, postanowiłam zostawić sobie na później a teraz najzwyczajniej w świecie odreagować bawiąc się w tłumie tańczących klubowiczów. Nie mało brakowało mi aby wtopić się w tłum. A jednak mi zawsze coś musi przeszkodzić. Tym razem to nie było przysłowiowe ‘coś’ tylko ktoś. Szłam sobie spokojnie gdy nagle przede mną jak spod ziemi wyrósł chłopak, którego oczywiście nie zauważyłam. Tylko mój upadek nie był zwyczajny jak w każdym scenariuszu, ponieważ od chłopaka odbiłam się naprawdę mocno przez co z wielkim hukiem opadłam tyłkiem na ziemie w dodatku w rozlanego przez niego drinka. Takie cudownie rzeczy to mogą zdarzyć się chyba tylko mi, ale ze mnie szczęściara. Chyba wyczuliście ten sarkazm?
- Fuck! Może następnym razem trochę bardziej byś uważał debilu!- wydarłam się już mocno zbulwersowana w jego stronę.
- Wiesz jak byś nie zauważyła to ty na mnie wpadłaś i to tobie raczej przydałaby się lekcja poruszania się jak normalny człowiek!
-Hahhaha- wyrwał mi się przepełniony ironią śmiech- Rzeczywiście dobra rada przyjmę ją do serca. Na te lekcje raczej powinieneś się zapisać ze mną tylko tobie w bonusie dodatkowo dodadzą zajęcia z kultury.- prychnęłam wstając o własnych siłach. Co nie za bardzo mi wychodziło. Zawdzięczam to moim kochanym obcasikom i dużej ilości alkoholu znajdującej się w mojej krwi. Stając na ‘równych nogach’ co nie za bardzo zgadzało się z moją postawą spojrzałam na winowajcę całego zdarzenia. A wtedy coś mnie trafiło mianowicie jego oczy. Piękne zielone tęczówki które nie miały dna wpatrywały się we mnie ze złością przemieszaną z nutką pożądania.
- No ty rzeczywiś…- nie zdążył odpowiedzieć ponieważ właśnie w tej chwili zbliżyłam swoje usta do jego ust i złączyłam je w pełnym namiętności pocałunku. Jego wargi były miękkie i rozpalone jak żywym ogniem chyba można je było w tym momencie porównać do moich. Ruchy jego języka doprowadzały mnie do szaleństwa, a co dopiero jego dłoń błądząca po moim policzku, to doprowadziło do tego, iż moje pożądanie wzrosło jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe. Potem wszystko stało się tak szybko, zbyt szybko. 

Ranek w Londynie
8.00
Czasami robimy coś czego nie jesteśmy do końca pewni ale wpływa na nas impuls. 
To właśnie była taka sytuacja. Przespałam się z chłopakiem którego imienia nawet nie poznałam.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze jak bardzo ta przygoda wpłynie na moje życie.

Obudziłam się z myślą, że pewnie zaraz babcia zawoła mnie na śniadanie, gdy nagle zorientowałam si,ę iż nie jestem w swoim pokoju. Możecie sobie tylko wyobrazić jaki szok przeżyłam gdy zobaczyłam chłopaka leżącego obok mnie. Jak na zawołanie do mojej głowy przypłynęła fala wspomnień: kłótnia z rodzicami, londyński klub, wypadek, i nieznajomy chłopak o pięknych zielonych oczach. Po paru sekundach ocknęłam się z tego transu i odzyskałam trzeźwe myślenie jeśli można je takim nazwać. Szybko wskoczyłam w swoje ciuchy i opuściłam mieszkanie bez słowa pożegnania.

Anastazja

Rok wstecz

Kim jestem? Nie pamiętam. Przez ukrywanie się pod najrozmaitszymi, drogimi strojami zagubiłam prawdziwe ja. Tusz do rzęs, błyszczyk, puder, róż do policzków i można łatwo zagubić się w dojrzałym świecie wymagań. Nie ma miejsca na łzy, to co było już nie wróci, a jedno z Twoich najcenniejszych wspomnień pokazują w telewizji i Internecie. Zamykasz oczy, tamten dzień… Już nawet nie starałaś się o to by został, nie chciałaś pytać czy u niego wszystko dobrze bo oboje znaliście odpowiedź na niezadane jeszcze pytania. Przez telefon każdy głos brzmi dobrze, a łzy przecież są nie widoczne. Zbliżacie się do końca, wirujecie w próżni  myśli, uczuć, nieprzemyślanych decyzji. Pakujesz walizki, tak trudno powstrzymać się od łez kiedy kontem oka widzisz swoją miłość skuloną, płaczącą w kącie waszego pokoju. Zauważasz w nim to coś co sprawia, że jego usta stają się tak pociągające, i na tapetę wspomnień wrzucasz niezapomniane pocałunki. Choć widzisz, że On płacze jego oczy pozostają nieprzeniknione. Jedna, zbuntowana łza spływa po Twoim policzku razem z tuszem który nakładałaś w pośpiechu. Czy powinnam go teraz zostawić? Czy muszę odchodzić? Kolejne decyzje które podjęłaś pochopnie, ranisz. Kiedy już na dobre tracisz kontrole nad emocjami jesteś w swojej szarej rzeczywistości. I nie ma już rozświetlającego uśmiechu miłości który budził cie co rano, nie ma ciepłego dotyku rąk. Nie ma nic, nie ma Was. A ty idziesz w głąb ciemnego, nieznanego lasu bez płomyka nadziei na lepsze jutro. Nazywam się Anstazja Davis, i nie mam pojęcia kim jestem. Jedyną rzeczą którą wiem to to, iż kocham go nieodwołanie i już na zawsze.