czwartek, 14 lutego 2013

{004} Believe


   

,, Miłość to nie radość. To coś gorszego od gówna jeśli w nie wdepniesz przynajmniej da się to naprawić, złamane serca natomiast możesz tylko zakleić ale nigdy nie będzie trwałe i wyleczone, piętno odciśnięte przez cholerną miłość zostanie na zawsze.’’ – Jenifer Sanchez ( mama Lilian)
Wstać zmuszona zostałam o godzinie dziewiątej. Zmuszona przez kogo? Przez tego małego potwora Emily. Annie wybierając pokój zapomniała o bardzo istotnym fakcie. Mianowicie swojej siostrzyczce. Chociaż wiem że to wszystko prze ze mnie, że ja zawiniłam. Też bym tak postąpiła na jej miejscu w końcu ona nie spotyka się z Harrym i nie zachowują się jak przyjaciele. Pomijając już to że nawet jej o nim nie wspominałam. A więc co robić, co robić?  Pytałam sama siebie stukając nerwowo palcami o brzeg czerwonej walizki. No nic trzeba będzie ja przeprosić.
-Emily chodź tutaj, epicka chwila trzeba to uwiecznić- krzyczę do małej.
-Co znowu? Co takiego zrobiłaś??- mówi znudzona.
-Jeszcze nie zrobiłam, dopiero mam taki zamiar. Chcę przeprosić twoją siostrę.
-Naprawdę posuniesz się do takiego czynu. Jestem pod wrażeniem. Ja nigdy bym takiego czegoś nie zrobiła.- roześmiała się perliście.
-Moja krew- przybiłam z nią piątkę  po czym wcisnęłam do jej chudziutkiej rączki aparat.
-Może byś się chociaż uśmiechnęła. Bo wyglądasz jakby zaraz cię rozstrzelać mieli.
 -Ok, ok. Tylko przestań już gderać- uśmiechnęłam się szczerze do obiektywu. Przyznam bez bicia, że naprawdę polubiłam młodszą siostrę z klanu Davisów.
 -Trzymaj za mnie kciuki-rzuciłam po czym wyszłam na ciemny i zimny korytarz. Momentalnie poczułam pojawiająca się gęsia skórkę. No tak nie ma się co dziwić w końcu mam na sobie tylko czarne spodenki ledwo zakrywające tyłek i czerwoną letnią bluzeczkę na ramiączka. Pocieszam się tym że zaraz znajdę się w cieplutkim pokoju Annie. 
Łapię za klamkę ostatni raz zmawiam modlitwę aby mi się udało ją udobruchać. Po czym wpadam jak burza oczywiście bez pukania. I wiecie co zastaję. Co? Nie no nie uwierzycie? Serio losie? Tak sobie pogrywać? Na łóżku zastałam pieprzących się w najlepsze Annie i Harry’ego. Jedyne do czego byłam zdolna to powiedzieć głośne- O KURWA…- Na co natychmiastowo dostałam odpowiedź-Wyłaź  stąd LIL-  ja jednak stałam jak sparaliżowana - No już wyłaź!- otrząsnęłam się z amoku i wybiegłam z pokoju jak najszybciej było mnie stać. Czułam się okropnie. Poszłam ją przeprosić. Naprawdę nie chciałam żeby było jej przykro. I co dostałam w zamian. Piękny widoczek po prostu cudowny. Gdyby to był ktoś inny podeszłabym do tego z humorem, ale to do jasnej cholery był ON, ON. Czemu na każdym kroku go spotykam. Pytania na które nigdy nie dostanę pierdolonej odpowiedzi. Oczy przysłaniała mi mgła. Pieprzona mgła. Tylko po chwili zorientowałam się że to nie żadna zasrana mgła tylko łzy. Łzy bezsilności. Musisz wziąć się w garść. Przestań płakać. Uznaj to za kolejną lekcję od życia. Nigdy więcej się nie łam nie przepraszaj, tylko na tym tracisz. A przede wszystkim nigdy się nie zakochaj. Nigdy więcej już nie popełnię tego błędu. Już nigdy nikomu nie oddam serca. Nie zrobię tego. Nie chcę cierpieć po raz kolejny. Nie chce patrzeć jak los ponownie szydzi sobie ze mnie, jak najpierw wypełnia moje serce miłością, a później najzwyczajniej w świecie je rozbija, kruszy pozbawia życia. Ale taki jest już pierdolony świat. Nie wiem ile jeszcze lekcji musze zaczerpnąć żeby w końcu się tego nauczyć. Chyba już żadnych teraz po prostu wbiję sobie to do głowy. Pierdolony los nigdy nie jest dla nas łaskawy i po główce nas nigdy nie pogłaszcze. Tak to zdecydowanie stanie się moim nowym mottem życiowym. Biegnę tak nadal zalewając się łzami gdy nagle czuję że wpadam na bliżej nie określonego osobnika.
-Przepraszam, naprawdę nie chciałam.-mówię  po czym wpadam do swojego pokoju, z którego Emi na szczęście się ulotniła. Nie chciałabym żeby widziała mnie w takim stanie, w końcu to jeszcze dziecko. Nie wiele myśląc założyłam na siebie pierwsze lepsze ubrania które rzuciły mi się w ręce, po czym wyszłam z hotelu kierując się do Tesco stojącego tuż za rogiem. Po wejściu do sklepu za cel obrałam sobie dział alkoholowy. Sięgnęłam ręką po Jack’a Danielsa przekonując samą siebie że uda mi się wyjść  zwycięsko z butelką, a nie z pustymi rękami. Pewnym siebie krokiem podeszłam do kasy i przywołałam na usta uwodzicielski uśmiech, który miał zapewnić mi przepustkę do krainy wiecznej radości.
-16 funtów poproszę- powiedział monotonnym pełnym zmęczenia głosem kasjer. Wcisnęłam mu kasę do ręki po czym w szybkim tempie skierowałam się do wyjścia. Lilian jesteś boska.
*
Nachodzące na siebie myśli ‘za gówniane życie’, ‘za niesprawiedliwy los’, za ‘ wszystkie smutki świata’, a nawet ‘za pieprzonego Stylesa’. Moje toasty doprowadziły do wypicia całej butelki mocnego trunku. Chyba naprawdę padło mi na mózg, ale mam przeogromną ochotę, aby zadzwonić do Zayna. Jak myślę tak robię. Już po chwili szukam rozdygotanymi od zimna rękami numeru do Malika w książce telefonicznej. Dwie kończyny trzęsą się nie miłosiernie co tylko utrudnia mi zadanie. Jednak po dłuższej chwili udaje mi się osiągnąć to co zamierzyłam. Po trzech sygnałach słyszę zachrypnięty głos czarnowłosego chłopaka.
-Nie wiem kim jesteś ale mam ochotę cię zabić- chyba dopiero co wstał, no cóż mówi się trudno.
-Bardzo chętnie przystanę na tą propozycję, życie jest do dupy więc wyświadczysz mi tylko przysługę- zaśmiałam się słysząc własny bełkot.
-Lilly? Boże, jesteś zalana w trzy dupy. Powiedz gdzie jesteś?- powiedział już opanowanym tonem.
-Tower Bridge. A co chcesz dołączyć? Jak by co to weź coś ze sobą bo mój Jack Daniels się niestety skończył.- zrobiłam smutną minkę.
-Cholera. Nie ruszaj się nigdzie i czekaj na mnie zaraz będę- rozłączył się pozostawiając mnie samą sobie.
*.
-Lilian co ty z siebie zrobiłaś?- zapytał troskliwie gładząc mnie po włosach. Nieoczekiwanie wybuchłam  rzewnym płaczem, słabość pierwszy krok, aby się stoczyć, potem niespodziewanie schodzisz po kolejnych stopniach aż w końcu dosięgniesz dna, z którego już się nie wydostaniesz. Dlatego nigdy nie lubię okazywać uczuć, nauczyłam radzić sobie z problemami w samotności. Jednak teraz miałam gdzieś moje durne zasady. Po prostu wtuliłam się w niego mocno, kurczowo zaciskając dłonie na jego t-shircie.- Cii… Już jestem przy tobie… Nic złego się nie stanie- uspokajał mnie łagodnym tonem. Ja natomiast zajęłam się moczeniem jego koszulki łzami. Nie obchodziło mnie że stanę się wyrzutkiem, że nie będę już niczego warta. Potrzebowałam pocieszania tak bardzo, tak bardzo potrzebowałam rozmowy, potrzebowałam zrozumienia akceptacji. I już naprawdę nie obchodziło mnie to iż złamałam z 500 punktów kodeksu który panował w naszej rodzinie od lat. Nie było mi szkoda niczego ani nikogo. Tak jak oni mną pomiatali tak ja pomiatam nimi. Moralne przemyślenia doprowadziły mnie do drgawek, dreszczy trzęsłam się przeraźliwie. Poprawka to wspomnienia o mojej rodzinie doprowadziły mnie do takiego stanu. Rodzina raczej powinnam powiedzieć egoistyczni tyrani. Tylko babcia moja kochana babcia to dla niej nadal oddycham, dla niej żyję. Mój nagły napad zupełnie inaczej został zinterpretowany przez mulata. Myślał że to chłodne powietrze tak na mnie działa. Och gdyby to było takie proste.
-Jesteś przemarznięta,  chodź ze mną do samochodu, proszę cię skarbie- nie ruszałam się z miejsca, tylko tępo wpatrywałam się w przydrożną latarnie. Malik subtelnym ruchem otarł łzy z moich policzków, poczym delikatnie uniósł mnie układając na swoich rękach. W normalnej sytuacji bym zaprotestowała jednak teraz nie miałam na to wystarczająco sił. Siedząc już na przednim fotelu auta, rozmyślałam nad tym aby to skończyć, skończyć marne życie. Jednak nad głową ciążyła mi obietnica złożona babci, której słowa ułożyły mnie do snu.
*
Ocknęłam się w nieswoim łóżku, w nieswoim pokoju. Podniosłam się gwałtownie, jednak szybko przekonałam się że nie był to najlepszy pomysł. Przeraźliwy ból głowy obezwładnił moje kończyny do tego stopnia że nie byłam zdolna samodzielnie się poruszać. Z ratunkiem przybyła mi ściana znajdującą się tuż za moimi plecami, zapewniła mi bezpieczne osuniecie się na jasno brązowe panele. Bliski kontakt z chłodną nawierzchnią, pozwolił ochłonąć. Masując skronie próbowałam skupić się na otoczeniu. Dwuosobowe łóżko, czarne biurko,  kilka plakatów Nirvany, i Guns’n’ Roses. Jednak tym co przykuło moją uwagę były zdjęcia, mnóstwo zdjęć: Pięciu przyjaciół stojących na scenie, piękne widoki z egzotycznych wypraw i to jedno szczególne górujące nad wszystkimi innymi: Chłopak czule obejmujący dziewczynę która szczerzy się do aparatu. Wytężyłam wzrok i wtedy to zobaczyłam Annie i Zayn para mająca przyszłość czy nie? Mdłości zawroty głowy czerń, tylko czerń nie mająca końca.
*
Nieprzyjemne drgawki, zimno, zimno przerażające zimno. Rozsądzający czaszkę ból, nudności. Zaraz zwymiotuję, czułam się jakby ktoś słyszał moje myśli, ponieważ w moich rękach znajdowało się coś na kształt miski co chyba było miską. Jednak ciężkie ołowiane powieki nie dały mi możliwości tego sprawdzić. Biję się z własnymi myślami, szarpię się macham rękami. Wraz z głośnym hukiem trące ostatki swoich sił i padam na ziemię. Znów czuję to zimno które przenika do moich kości, ale już chyba nic nie poradzę na to że umieram. Mam tylko nadzieję że to raj na mnie czeka. Z taka właśnie myślą ponownie zapadłam w nieskończoną ciemność.
*
Wewnętrzna walka. Determinacja, złość, cierpienie. I w końcu ubłagane zwycięstwo. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam pochylającego się nade mną chłopaka z wykrzywionymi ze strachu wargami. Chciałam zapewnić go że wszystko ze mną w porządku, jednak głos uwiązł mi w gardle, nie mogłam wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Złapałam się za szyję, próbując złapać oddech. Woda potrzebuję wody. Już po chwilę poczułam przed chwilą wspominaną ciecz w ustach. Czyżby Malik naprawdę czytał w myślach?
*
-No wiec szłam ją przeprosić. Jak zwykle nieogarnięta wpadłam bez pukania do jej pokoju i…i…- nie mogłam mu tego powiedzieć.
-No wyduś to wreszcie z siebie. Nie chce wyjść na dupka ale zaczynasz już piaty raz.- nie dałam tego po sobie poznać, ale te słowa mnie zraniły. Jeśli tak bardzo chce to usłyszeć…- I zastałam tam pieprzących się Annie i Harry’ego.- spojrzałam na niego wystraszona. Spodziewałam się wszystkiego wybuchu złości, płaczu, przeklinania, walenia w co popadnie, ale na pewno nie tego. Malik siedział spokojnie nie odzywając się i tak najzwyczajniej w świecie objął mnie ramieniem. Na końcu języka miałam słowa pocieszania, jednak nie było mi dane ich wypowiedzieć ponieważ drzwi otworzyły się z hukiem uderzając w ścianę. Do pokoju jak burza wpadła Anastazja- Cześć- przywitała się jednak jej wzrok błądził gdzieś w okolicach mojego ramienia- Em, Lilly możemy pogadać?- Zrzuciłam z siebie rękę Zayna mając zamiar wysłuchać Annie. Jednak mulat okazał się być szybszy, z prędkością światła podszedł do dziewczyny i zaczął na nią wrzeszczeć. Nadal nie czułam się zbyt dobrze, nadmiar złego głowa zaczęła o sobie przypominać. Zakryłam więc twarz rękami nie chcąc na to patrzeć, ani tego słyszeć- Zayn błagam cię przestań, Proszę- krzyczałam ile sił w płucach. Mój spokój szlag jasny trafił. Na nowo zalałam się łzami, jednak ten nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Wolał zając się przyozdabianiem twarzy Stylesowi. No i stało się jak widać teraz przyszła kolej na Annie. Dziewczyna zemdlała.
*
-Zayn słowo daję jeśli stąd zaraz nie wyjdziemy to jeszcze i ja jemu dołożę.- powiedziałam mu na ucho wyładowując złość na jego biednej dłoni.
-Ale…Ale ja nie mogę- już nawet nie próbował ukryć łez które zbierały się w kącikach jego oczu.
-No chyba nie będziesz teraz płakał. Nie dasz tej cholernej satysfakcji Stylesowi. Wyjdziesz stąd z uśmiechem na twarzy, rozumiesz?- rozkazywałam tym razem w dobrej wierze.- No już ruszaj dupe, na zbawienie czekasz?- szturchnęłam go zniecierpliwiona.
Chłopak wstał posłał mi jeden z tych swoich promiennych uśmiechów i ruszył do drzwi. Jednak krzyki Anastazji złamały go i zmusiły do biegu. Ja zachowując spokój i powagę,  pewnie stawiając kroki doszłam do granicy dzielącej królestwo tego idioty, a przedpokój. Już miałam wychodzić, kiedy to zamaszyście odwróciłam się w stronę miziającej się pary.
-Wiesz co Styles , facet powinien mieć chuja a nie nim być-wielki królewicz na te słowa raczył odkleić się od dziewczyny, a nawet wlepił we mnie te swoje przerażająco zielone gały, jakby oczekiwał że jeszcze coś powiem, wyjaśnię. Ja jednak po raz ostatni zmroziłam go spojrzeniem i wyszłam unosząc do góry głowę.

*
Weszłam do pokoju Zayna, nadal wkurzona na Stylesa. Już nawet mi się płakać odechciało teraz czułam tylko złość. Dupek, pieprzony dupek, już nawet nie chodziło o mnie tylko o czarnowłosego. Przecież on tak bardzo ją kochał, a ten pożal się boże gwiazdor wszystko niszczy. Żądza rozwalenia czegoś wraz z patrzeniem na łzy Malika się nasilała. Gdy byłam już u kresu wytrzymałości w końcu wybąkałam coś w stronę pokrzywdzonego- Za dosłownie 2 minuty służę ramieniem ale teraz muszę coś załatwić.- i szybko wybiegłam. Za cel obrałam sobie pokój tego gnojka, jednak niespodziewanie wpadłam na  niego w korytarzu. Jak dla mnie lepiej, więcej świadków. - No i co się tak szczerzysz idioto.- wysyczałam- Zaraz tego gorzko pożałujesz- zamachnęłam się i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Aż mnie dłoń rozbolała ale nie chcąc tracić honoru nawet nie śmiałam o tym wspomnieć.- Zawsze o czymś zapominam.- zaśmiałam się mu prosto w twarz i wróciłam do mojego przyjaciela, który opierał się o framugę i uśmiechał z dumą. Jak gdyby nigdy nic kulturalnie przybiłam sobie z nim piąteczkę, na oczach tego frajera. Już w nieco lepszych humorach przekroczyliśmy wrota z napisem Malik paradise.
*
- Słuchaj jeśli naprawdę jesteście z Malikiem szczęśliwi... to ja nie będę miała nic na przeciw, zaufaj mi.- matko o czym ona gada. Nawdychała się czegoś czy jak?  Ja i Zayn boże zlituj się. Tak mnie zszokowała, że nawet nie zdołałam wydusić z siebie przeczącej odpowiedzi.
*
Jazda taksówką przebiegła bez żadnych zakłóceń. Każdy był pogrążony w swoich myślach i chyba każdej z nas to odpowiadało. Piosenka która rozbrzmiewała w moich słuchawkach zabrała mnie w podróż do przeszłości, do konkretnego wspomnienia, bardzo kruchego wspomnienia.
Położyłam ręce na brzuchu, jeszcze nie było nawet widać że zaszłam w ciążę a oni już chcą mi ciebie odebrać. Oni chcą cię zabić. Przepraszam skarbie, kocham cię tak bardzo, nienawidzę ich, nienawidzę siebie. Mogłam uciec, mogłam, ale tego nie zrobiłam i teraz nie ma już odwrotu. Tak bardzo chcę cię zatrzymać, mieć ciebie przy sobie. Chcę usłyszeć bicie twego małego serduszka, chcę złapać cię za rączkę. Ale dla tych tyranów nic nie jest ważne. Obchodzi ich tylko reputacja. I dlatego musze się z tobą pożegnać. Mamusia cię kocha miśku. Na zawsze, nigdy o tobie nie zapomnę obiecuję. Głośno westchnęłam po czym skierowałam się do wielkiego białego gabinetu, doktora Nelsona. Żegnaj kochanie!

Cause everything starts for something                 Bo wszystko zaczyna się od czegoś
But something would be nothing                         Ale ‘coś’ byłoby niczym
Nothing if your heart didn’t dream, with me         Niczym jeśli wasze serca nie marzyłyby wraz ze mną
Where would I be?                                            Gdzie bym się teraz znajdował
If you didn’t believe                                           Jeśli byście nie uwierzyli
Believe                                                         Uwierzyli…
 
I znów te cholerne łzy. We mnie nikt nigdy nie pokładał nadziei. Nikt nigdy we mnie nie wierzył. Byłam tylko karą za złe sprawowanie. Tak tłumaczyli to sobie moi rodzice. Ciężko żyć ze świadomością niechcianego dziecka, zwłaszcza gdy twoi opiekunowie przypominają ci o tym na każdym kroku. Nawet nie próbowali ukryć odrazy jaką do mnie żywili. Najgorsze było to że winiłam za to siebie, chociaż nie miałam na to najmniejszego wpływu. Dopiero przy pomocy babci zrozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Po prostu chcieli mnie wykończyć. Wykończyć swoją jedyną córkę. Córka to nie właściwe określenie powinnam raczej użyć słowa wybryk natury.  Tak zdecydowanie nazwaliby mnie rodzice.

I jak tu wierzyć w siebie? Jak tu wierzyć w lepsze jutro? Gdy jesteś na straconej pozycji, nie myślisz już o tym by wzbić się w górę, odbić się od dna. Jednak świadomość ciążącej na tobie obietnicy daje ci wygrać z przeciwnościami losu. I wtedy może nawet jest szansa aby chmury zastąpiło słońce?
*
Przeciskam się między tłumami rozemocjonowanych fanek. Gdyby rozdawali za darmo jedzenie tez bym się napaliła, ale koncert jakiś pięciu chłopczyków? Błagam. Wyglądają jakby co najmniej mogłyby, im zaraz wskoczyć do łóżka. A tego jak sądzę się nie doczekają. Lekceważąc je wszystkie śpiewałam sobie na głos piosenki Lifehouse. Patrzyły się na mnie jak na skończoną idiotkę. Ale jakoś nie za bardzo mi to przeszkadzało, ponieważ ta etykietka została już do mnie przypięta bardzo, bardzo dawno.
*
Totalnie znudzona play listą, którą zdążyłam przesłuchać już 2 razy oparłam się o barierki stojące tuż przede mną. Zamknęłam sobie oczy marząc o kubku kawy i pączusiu z różaną konfiturą. Gdy nagle poczułam, że lecę. Myślałam że to jakieś cholerne halucynacje. Nic bardziej mylnego. Już po chwili z wielką gracją przywaliłam twarzą w metalową barierkę. Chore psychicznie fanki natychmiastowo ruszyły swoje dupy odziane w króciutkie sukieneczki zapewne warte fortunę. Ja natomiast przewróciłam się na plecy, po czym zaśmiałam się naprawdę głośno. Przelotem zobaczyłam jeszcze tych pięciu wymoczków, którzy najwyraźniej nie wiedzieli co robić. Śpiewać dalej, wlepiać we mnie gały czy może śmiać się razem ze mną? Fascynujące, że w ogóle to zauważali. Chociaż w sumie co się im dziwić przecież to jakaś totalna rozróba. Mój a jakże intrygujący wewnętrzny monolog, przerwał mi jeden z goryli.
-Nic ci nie jest?- zapytał dość miłym tonem.
-Jak na razie jeszcze żyję. Lecz jeśli zaraz nie założę słuchawek cos czuję że długo nie pociągnę. Jeden z moich narządów zmysłów już zaczął szwankować- uśmiechnęłam się do niego uprzejmie wskazując palcem na uszy.
-Szczerze się przyznam, że też zbyt długo nie wytrzymuję krzyków tych nadzianych panienek, nikomu nic nie ujmując- spojrzał na mnie znacząco- Ale w końcu stopery po coś zostały wynalezione.- zaśmiał się ukazując zęby.
-Jak dla mnie gorsze są piski tych lalusi, którzy teraz zapewne są zamęczani przez jedną z tych silikonowych laleczek- grymas na moich ustach mówił sam za siebie.
-Mam pytanie co ty tu robisz dziewczyno i to w Diamond circle, jeśli ich nie lubisz?- uniósł jedną brew najwyraźniej czekając na odpowiedź.
-Koleżanka musiała przyjść z siostrą i poprosiła mnie o pomoc więc przybyłam. Przynajmniej mam okazję pooglądać sobie plasticzki . Przy nich jakoś odzyskuję poczucie wartości- w słowo wszedł mi jakiś barczysty koleś.
-Brad chodź tutaj!
-Jasne- odkrzyknął- Bardzo miło się rozmawiało, ale jak sama widzisz muszę już iść. Ale wiem co mogę dla ciebie zrobić.
-Hmm?- mruknęłam wyczekująco.
-Wpuszczę ciebie i twoją przyjaciółkę na strefę niedozwoloną. Przynajmniej sobie posiedzicie.- uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki jest pan wielki- powiedziałam przybijając mu żółwika.
-Mam pewność że nie zgwałcisz tych pięciu ja ty ich nazwałaś „wymoczków”?- teraz to sobie chyba już zaczynał żartować.
-Oczywiście, nawet by nam to do głowy nie przyszło.
I takim oto sposobem ubiłam świetny interes.
*
Co czujesz stojąc na scenie będąc One Less Lonely Girl? Ja się czuje dość zażenowana zwłaszcza, ze nie ogarniam co ma to na celu.
-No, a więc jaka jest wasza ulubiona piosenka?- zapytał niski blondynek nieustannie się szczerzący.
-Free fallin John’a Meyer’a, Smells like spirit Nirvany o i jeszcze Castle of Glass Linkin Park’a- odpowiedziałam machinalnie nawet się nie zastanawiając. Nie wiem czemu wszyscy zaczęli się we mnie wpatrywać.- No co powiedziałam coś nie tak?
-Bo wiesz… chodziło o piosenkę w naszym wykonaniu!- powiedział Harry przenikając mnie wzrokiem.
-Ahh…Jasne- kiwnęłam głową udając że wiem o co im chodzi- Annie czego najbardziej lubimy słuchać?- szturchnęłam ją w ramię. Ta tylko ospale wpatrywała się w publiczność nie siląc się nawet na odpowiedź. Jak zwykle wszystko na mojej głowie. Zmusiłam mózg do pracy na szybszych obrotach i już po chwili mnie oświeciło. –What is beautiful jest cudowne-wykrzyknęłam z miną geniusza skazując nas na wieczne potępienie wśród fanek zespołu.
*
I zgodnym chórem wypowiedzieliśmy a właściwie wyśpiewaliśmy słowa ,,And let me Kiss you’’. Tylko sytuacja którą zobaczyłam wcale nie była taka cukierkowa i słodka jaką sobie pewnie wyobrażaliście.






sobota, 9 lutego 2013

{003} Nowe uczucie?




Anastazja.
Siedziałam na kanapie wpatrując się w jeden punkt- niedziela, ta cholera niedziela nastąpiła. Lilian miała być dla mnie wsparciem, tym czasem po tym wszystkim, kiedy jej się wyżaliłam, wypowiedziałam na głos wszystkie sekrety; ona po prostu spotyka się z nim, przytula go na pożegnanie jakby nigdy nic jak... dlaczego? Jestem taka naiwna, myślałam, iż Lilian będzie na tyle roztropna i chociażby w jakiś sposób uczciwa wobec mnie, żeby nigdy tego nie zrobić. Myliłam się, po raz kolejny zaufałam nie właściwej osobie- popełniłam kolejny błąd. Westchnęłam ciężko wycierając łzy. Musiałam wyglądać koszmarnie, nie zmrużyłam oka tej nocy myśląc nad swoim życiem, które w tej chwili nie miało najmniejszego sensu. Eh, teraz pozostało mi tylko skończenie szkoły, studia i samotne starzenie się. Wątpię, bym kiedykolwiek mogła zakochać się w kimś tak szczere jak zakochałam się w Zaynie. Pokochać każdą najmniejszą cechę w jego wyglądzie, z osobna zadurzyć się w każdej z cech, zaakceptować ukazujące się wady. Oddać swoje serce na całą wieczność. Nawet w tym momencie nie mogłam uwierzyć w to jak mocno kochałam tego dupka, pana bożyszcza pierdolonych, piszczących nastolatek. Mając dosyć powoli zabijających mnie myśli podniosłam delikatnie swój tyłek i podeszłam do biurka na którym leżał mój telefon. Chwyciłam go i sięgnęłam do torby po różowe słuchawki, miałam słabość do tego koloru. Podłączyłam cały sprzęt i ustawiłam na możliwe najgłośniejszy tryb piosenkę Ed'a Sheeran'a- Drunk, która w wakacje była mi bliska. Objęłam niebieską poduszkę i wtulając się w nią zachłysnęłam się zapachem płynu do płukania. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w nieziemski głos rudzielca, czasami nie mogłam uwierzyć w to, iż ktoś mógł być aż tak utalentowanym artystą jakim był Brytyjczyk. Should I? Should I? Maybe I get drunk again, I'll be drunk again, to feel a little love...
-Zdążyłabym- przemknęło mi przez myśl.- Zdążyłabym się zalać i w miarę na trzeźwo iść na koncert.- I'm just drunk again... I'll be drunk again to feel a little love.- Jest dopiero szósta rano.- po raz drugi podniosłam się z miękkiego materaca i podeszłam do dużej torby podróżnej. Zaczęłam cieszyć się z faktu, iż po kłótni z Lilian wynajęłam pokój tylko dla siebie, przynajmniej w Londynie mogę się zalać na śmierć i nikt mnie nie przyłapie. Wyciągnęłam szare, workowate dresy i białą bokserkę, ta mój standardowy strój picia do nieprzytomności. Wyciągnęłam na siebie ciuchy i wyszłam z pokoju nie zamykając go. Wchodząc do windy spojrzałam na drzwi pokoju 317- brunetka i moja siostra zapewne spały w najlepsze a ja szłam się napić. Byłam alkoholiczką, cholerną nic nie wartą alkoholiczką. Jedna łza spłynęła po moim policzku, ale nie było teraz czasu na smutki. Pewnym krokiem wyszłam z windy dziękując Bogu za sklep Tesco tuż za rogiem hotelu. Londyn świecił pustakami, co było mi na rękę bo w minutę znalazłam się w sklepie. Okej Annie spokojnie, ktoś musi ci kupić wódkę. Spokojnym, ciut nie pewnym krokiem udałam się w stronę stoiska z procentami. Rozglądałam się po sklepie po raz setny i wtedy zauważyłam postać podchodzą do alkoholi z drugiej strony. Wysoki chłopak ubrany bardzo podobnie do mnie miał na głowie żółtą czapkę i zarzucony kaptur szarej bluzy, która przykrywała poplamiony sosem biały T-shirt. Nie był on ciekawym obiektem flirtowania ale cóż, mus to mus. Poprawiłam włosy i podeszłam do chłopaka.
-Cześć.- powiedziałam z poranną chrypką w głosie. Chłopak wlepił we mnie pytające spójrzcie zielonych tęczówek. Odchrząknął znacząco i z cholernie seksowną chrypą (która możemy dodać zawaliła mnie z nóg) powiedział spokojnie:
-Nie chce mi się podpisywać autografu i robić z Tobą zdjęć bo jestem upity w trzy dupy i mam ochotę zalać się jeszcze bardziej więc jeśli chcesz mogę kupić coś mocnego pójdziemy do mnie i razem spędzimy ten upojny poranek.- zaśmiałam się na perspektywę zalania się z jakimś chłopakiem ale muszę przyznać, podobało mi się to więc żeby nie przedłużać włożyłam do koszyka nieznajomego kilka butelek ulubionego trunku i uśmiechnęłam się seksownie, co brunet odwzajemnił obejmując mnie dużą, męską dłonią w tali. Tak, był zalany w trzy dupy ale im więcej alkoholu w jego krwi- tym mniej pytań w kierunku mojej osoby. W ciszy podeszłam z chłopakiem do kasy i po chwili kierowałam się już w stronę mojego hotelu. W trakcie, kiedy wyrzucał z siebie potok słów o swoim życiu ja przyglądałam się dokładniej jego twarzy- coś we mnie chciało go zapamiętać. Zielone, duże oczy wypełniła rażąca w oczy pustka. Chłopak miał kręcone, brązowe włosy które schował pod za dużą czapką- wydawały się być miękkie i jedwabiste ale póki jestem trzeźwa wolałbym nie próbować sprawdzać moich przypuszczeń. Zielonooki miał śliczne usta, które co jakiś czas rozciągały się w uroczym uśmiechu; były delikatnie różowe i trochę spierzchnięte. Po prawej stronie na kości policzkowej dostrzegłam kilka małych pieprzyków- polubiłam je tak jak kilka innych zauważonych dopiero później. Dochodząc do hotelu chłopak zapytał czy jeśli zleje się jeszcze mocniej będzie mógł się u mnie przespać, bez myślenie kiwnęłam głową.
-Wiesz co? Lubię pić z dziewczynami takimi jak ty.- uśmiechnął się łobuzersko i wcisnął numerek 3 w windzie. Odwzajemniłam jego uśmiech i gdy winda otworzyła się na moim piętrze złapałam bruneta za rękę. Zdziwił mnie fakt, iż po moim nagłym dotyku chłopak nie spojrzał na mnie piorunująco tylko złączył subtelnie nasze place. Jego duża męską dłoń płonęła ciepłem, którego tak bardzo mi brakowało. A może on też potrzebował bliskości drugiej osoby tak mocno jak ja? Dlatego to zrobił, przecież innego wytłumaczenia nie ma, prawda?
 Kilka godzin później.
Poczułam potrzebę płaczu, wtulenia się w towarzysza i beztroskiego wypłakania mu się w ramię. Zdanie "Połączyła nas wódka" było dosyć brutalnym stwierdzeniem, ale jak przerażająco prawdziwym. Uśmiechnęłam się sama do siebie i kontynuowałam rozmowę z chłopakiem o grach na PS3. Wypiliśmy razem dwie butelki wódki i dzięki procentach, które zostały w nas wyrzucone, opowiedzieliśmy sobie o "tych drugich" oczywiście byli bezimienni, ale tak było dla nas lepiej. Zaufaliśmy sobie w pijackim amoku ale nie żałowałam tej decyzji. W głowie trzeszczało mi jak w starym odbiorniku telewizyjnym ale uparcie ciągnęliśmy i picie i bezsensowne, lecz ciekawe gadki o tak zwanym wszystkim; i w którymś momencie zapadła ta niezręczna cisza, której ciężkość można było poczuć na swoich barkach. Spojrzałam brunetowi prosto w oczy i pożałowałam tego w chwili ujrzenia w zielonych oczach pożądania. Czy tak to miało się zakończyć? Poczułam podniecenie kumulujące się w moim podbrzuszu, o cholera. Chciałam tego? O Boże, chciałam go przelecieć...
-Pocałowałbym cię.- wyrzucił z siebie te słowa, które ciążyły mu gdzieś tam głęboko. Nie wiem co sprawiło, że rzuciłam się na jego ciało siedzące najspokojniej na świecie w fotelu ale zrobiłam to; usiadłam okrakiem na jego kolanach i wymruczałam prosto w jego usta "Zrób to". Loczek zbliżył się łącząc nasze pijackie oddechy w mieszankę wybuchową by następne niepewnie połączyć nasze drążące wargi. Na początku chłopak subtelnie musnął moją górną wagę przekręcając głowę na bok. Powtórzyłam jego ruch pogłębiając pocałunek. Chłopak objął mnie w tali i przyciągnął mnie bliżej łącząc nasze klatki piersiowe. Nagle poczułam jego język pieszczący moją dolną wargę, prosił o dostęp. Zastanawiając się stanowczo za długo chłopak zassał moje usta sprawiając, że jęknęłam prosto w jego usta, tym samym powodując stwardnienie jego przyjaciela. Kiedy już dostał "wejściówkę" do moich ust, był taki delikatny w swoich pieszczotach, że miałam ochotę się rozpłynąć. Delikatnie złożyłam ręce na jego ramionach, łącząc je na plecach towarzysza i wplątując je w jego kręcone, miękkie włosy- nie pomyliłam się. Zaczynało być gorąco, walczyliśmy o dominację języków, tańczyliśmy porywający taniec namiętności, który z każdą sekundą przybierał coraz szybsze obroty. Na sekundę oderwaliśmy się od siebie zaczerpując trochę powierza.
-Czy właśnie przeżyłam najlepszy pocałunek na świecie?- szepnęłam łącząc nasze rozpalone do czerwoności usta. Brunet mruknął coś niezrozumiałego i ścisnął moje pośladki powodując kolejny jęk w jego gardło, jego męskość znów się poruszyła, a ciepłe uczucie we mnie rosło.
Sięgnęłam jego koszulkę i rękami błądziłam bo jego umięśnionym torsie, który zabierał mi dech w piersiach. Chłopak złapał mnie mocniej i delikatnie zaczął podnosić się z fotela sprawiając iż moje nogi objęły jego miednicę. Dosyć mocno złapał mnie za ramiona i gwałtownie obrócił nas tak, iż górował nade mną. Subtelnym ruchem rąk zdjął moją bokserkę i złożył mokry pocałunek na piersiach, po czym przygryzł delikatną skórę na szyi, zasysając ją zsunął się do mojego podbrzusza, które również zostało obdarowane pocałunkami. Pociągnęłam go za kręcone włosy do siebie by jego wargi wróciły do moich ust. Mogłam poczuć jego ciepłe, męskie dłonie na swoim ciele, tańczyły one szaleńczy, niezrozumiały taniec pieszczot co nie ukrywam podobało mi się. Kwestią czasu było tylko doprowadzenie naszych ciał do nagości, a więc nie zdziwił mnie fakt, iż nie zauważyłam, że chłopak rozebrał mnie całą. Później, pamiętam tylko masę przyjemności, jego ruchy we mnie i zielone tęczówki przepełnione porządniem. Powoli zaczynałam odczuwać, że supeł który zawiązał się w moim brzuchu, dzięki chłopakowi rozplątuje się. Zamknęłam oczy i zacisnęłam dłonie na plecach loczka. Głośny jęk wyrwał się z mojej krtani i wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a chwilę później zauważyłam brunetkę. Czując, iż moje podniecenie wypełnia mnie całą, paraliżując całe ciało krzyknęłam poprzez jęk:
-LILIAN WYNOŚ SIĘ Z TĄD W TEJ CHWILI!- zamknąwszy oczy odrzuciłam głowę do tylu i jęcząc głośno zakończyliśmy naszą przygodę.
-Uhh.. um..- zaspał brunet upadając ciężko na poduszkę obok mnie.
-Najlepszy.Orgazm.Życia.- zasapał prosto do mojego ucha okrywając nasze rozgrzane ciała kołdrą. Uśmiechnęłam się pod nosem i poczułam elektryzujący dotyk jego dłoni na mojej tali. Przysunął mnie do swojego ciała łącząc moje plecy z jego klatką piersiową, delikatnym ruchem przesunął jedną rękę na moje ramię i składając na nim pocałunek złączył nasze dłonie na poduszce przy mojej twarzy.
-To jak masz na imię?- zaśmiałam się całując jego dłonie.
-Harry.- usłyszałam jego zachrypnięty głos drażniący skórę mojego policzka.
-Anastazja, Annie.- odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się patrząc w te jedyne na świecie zielone oczy, które były dziełem samego Boga.
-Chyba myślę, że byłbym w stanie przywyknąć do Twojej stałej obecności w moim życiu, a nawet nalegałbym na to.- złożył jeszcze jeden pocałunek na moich ustach i oboje totalnie wykończeni zasnęliśmy w swoich ramionach.
-Annie! Słuchasz mnie?- zawołała Emily machając mi przed oczami wyrwanym z gazety plakatem.
-Taak, taaak.- powiedziałam skupiając uwagę na "wykładzie" mojej siostry na temat One Direction.
-A więc to- powiedziała wskazując blondyna po lewej stronie- jest Niall, Nialler Horan urodzony 13 września w Mulligar w Irlandii.- uśmiechnęłam się widząc sylwetkę tego wesołego blondyna, wydawał się być sympatycznym i miłym chłopakiem.-A, obok Niallera stoi Liam, Daddy Payne, urodzony 29 sierpnia w Wolverhampton w Anglii.- Liam. Zayn dużo o nim mówił, byli że sobą zżyci, niestety niektóre opowieści zamazał korektor wspomnień więc dużo o tym chłopaku powiedzieć nie mogłam.- To jest Louis, Boo Bear, Tomlinson urodzony 24 grudnia w Doncaster w Anglii.- uśmiechnęła się do mnie i zaczęła opowiadać mi o wybrykach najstarszego członka grupy, które szczerze mnie zainteresowały. Louis wydawał się być dobry materiałem na przyjaciela, był zabawny ale z opowieści siostry wynikało, iż mógł być poważny i troskliwym kiedy potrzeba. Niechętnie przeszłam do opowieści o Zaynie, musiałam trzymać język za zębami by nie sprostować kilku rzeczy, które opowiadała siostra; z łzami było gorzej, każde nawet najmniejsze słowo o nim powodowało małe kucie mojego serca. Kiedy Emm skończyła opowiadać totalnie wszystko o swoim "przyszłym mężu" wskazała długopisem na ostatnią sylwetkę i łapiąc się za serce wyszeptała: Harry Styles!

-O cholera!- krzyknęłam budząc się zalana potem. Właśnie przespałam się z najlepszym przyjacielem Zayna. Dreszcz przeszedł moje ciało kiedy poczułam dłoń Harrego na moim brzuchu. To była prawda, nie śnił mi się ten poranek ze Stylesem. Powoli odchodząc od zmysłów przyłożyłam zimne dłonie do skroni i wyplątując się z ramion "przyjaciela" podniosłam się ostrożnie by nie rozniecać bólu głowy jeszcze bardziej. Podchodząc do fotela chwyciłam dużą koszulkę loczka i zarzuciłam ją na siebie. Rozejrzałam się po hotelowym pokoju szukając dresowych spodni bruneta, które jak się po dłuższej obserwacji okazało znajdowały się pod łóżkiem. Okej, wiem, że tak się nie robi ale potrzebowałam tych cholernych papierosów by się uspokoić. Na szczęście nie myliłam się, w kieszeni Harrego znalazłam paczkę papierosów- poczułam ich zdławiony przez perfumy zapach kiedy całowałam go po raz pierwszy. Wzięłam trzy sztuki używki i wyszłam na balkon. Trzęsącymi się dłońmi odpadłam pierwszego i ukucnęłam w rogu. Teraz czas na przemyślenia. Co ja najlepszego zrobiłam?! Jak mogłam być aż tak głupia, zalałam się i wylądowałam w łóżku z najlepszym kumplem Zayna, a co jeśli kręcony opowie mu o mnie? O wszystkim co dziś zaszło? Byłam w tarapatach, uczucia nie zgodne z moją wolą targały mną czym kruchą figurką. Pomyślmy racjonalnie- przecież nie mogłam pokochać Harrego wciągu jednej nocy, a w zasadzie poranka. To było tylko współżycie, na dodatek po alkoholu; szybko, namiętnie, delikatnie, inaczej. Z jednej strony czułam jakbym kogoś zdradzała, zdradzała samą siebie, czułam zupełną różnice pomiędzy seksem z Harrym a uprawianiem miłości z Malikiem, po prostu czułam się bardziej... bardziej jaka? Pożądana, kobieca... ale w tym było coś jeszcze, jakaś różniąca się od znanego mi uczucia miłość. Harry był, jaki był? Annie, nie hamuj się; pozwól myślom działać.
Harry Styles, kiedy o nim myślę czuję jego ciepłe wargi, męskie dłonie na moim ciele, precyzyjną delikatność i subtelność. Piękne zielone oczy, pudrowe usta śmiejące się do mnie ukazując rząd białych zębów. Czuję zabawę, charyzmę, flirt, romantyzm, słodkość, szczerość, ciepło, bezpieczeństwo.
Westchnęłam, tego było za dużo... Myśli, czyny, słowa, dotyk którego pragnęłam coraz więcej.
Tak, ja Anastazja Davis zauroczyłam się po raz kolejny co nie wróżyło dobrze. Gasząc ostatniego papierosa poczułam dłoń Hazzy (bo chyba tak na niego mówią?) na ramieniu.
-Też o tym myślisz?- zapytał odwracając mnie w swoją stronę. Jego spojrzenie, było nieobecne, zupełnie jakby czegoś się bał.. uczucia które się pojawiło. Otworzyłam usta by opowiedzieć mu o wszystkim ale przerwał mi wspominając smutki, którymi podzielił się tego poranka.- Pamiętasz tą dziewczynę? Myślę, że z tobą.. Z nami jest podobnie. Poznałem cię po pijaku, zrozpaczony, zagubiony. Byłaś dobrym materiałem na przyjaciółkę, wiedziałem to bo długo cię oceniałem. Kiedy już powiedziałem Ci o moich skłonnościach do zakochiwania się od pierwszego wejrzenia, bez pamięci to zauważyłem w Tobie nie przyjaciółkę... ale dziewczynę.- złapał delikatnie mój policzek i głaskał mnie po nim wplątując w to kosmyki włosów- Jesteś piękna, doskonale pamiętam Twoją historię, zapragnąłem wtedy wyleczyć Twoje serce, otoczyć je miłością, bezpieczeństwem, lecz ta dziewczyna- westchnął odsuwając się ode mnie- jej niebieskie oczy; one są ze mną zawsze, prześladują mnie po tej pierwszej i jedynej nocy w Londynie kiedy przewróciła się z mojej winy, ta noc popędziła za szybko, i się zakochałem.. tak jak w Tobie teraz. Skarbie, bo kiedy jesteś przy mnie to tak jakby anioł upadł dla mnie i zabrał mnie do nieba.- szeptał patrząc prosto w moje oczy.
-Bieber?- zaśmiałam się wtulając w jego ramię.
-Tak.- odpowiedział równie rozbawionym tonem obejmując mnie.-Ale wiesz jak bardzo one są prawdziwe? Chyba słynę z tego, że zakochuję się za szybko i cholernie mocno... ale taki już jestem i nawet przez te wszystkie błędy nie przestanę być, idiotą Stylesem!- schowałam twarz w zagłębienie jego szyi, nie wiedziałam co mogłabym odpowiedzieć na tak piękne słowa, które zawaliły mnie z nóg. Zaskoczyłam sama siebie lecz nie było tutaj nawet najmniejszego miejsca na "ale" dla Zayna. Było tylko to coś pomiędzy mną i Harrym- czego oboje nie umieliśmy nazwać.
-Dajmy nam trochę czasu, dobrze? Poznamy się lepiej, spędźmy trochę trzeźwego czasu razem.. To co teraz jest samo się rozwinie, zaufaj mi.- Spojrzałam w górę uśmiechając się do chłopaka, przekonałam go.
-Dobrze... Ale to znaczy, że teraz nie mogę cię pocałować?- uśmiechnął się łobuzersko łapiąc mój podbródek jak Zayn dzień wcześniej.
-Nie panie Styles, darujmy sobie tą wisienkę na torcie.- zaśmiałam się i odepchnęłam go wchodząc do ciepłego pokoju. Myślałam, że zamarznę na tym balkonie. Gdy tylko włożyłam swoje spodnie zauważyłam, iż Harry niecierpliwie kręci się po pokoju, a więc podeszłam do niego i zdejmując koszulkę będącą jego własnością musnęłam jego usta szepcąc: Idź już, spóźnisz się na koncert- wypchnęłam go za drzwi i słysząc cichy chichot jeszcze raz go pogoniłam. Co za dziecko.
 Godzina 16:00
Skończyłam maltretować swoje włosy prostownicą i spojrzałam na zegarek, który bezlitośnie odmierzał tak cenny czas. Była 16:00 a więc pozostało mi około piętnaście minut do wyjścia na koncert- co nie było dobrą perspektywą ponieważ musiałam jeszcze raz poprawić makijaż oczu. Odłożyłam sprzęt doprowadzający moje włosy do ładu i postanowiłam sprawdzić czy Lilian była tak łaskawa by ogarnąć moją siostrę do wyjścia bo jeśli nie to mam ostro przewalone. Szybkim krokiem wyszłam z pokoju i bez pukania otworzyłam sąsiednie drzwi tym samym wkraczając na terytorium siostry.
-Wszystko u was Okej?- zapytałam widząc siostrę strojącą się przed lustrem.
-Tak! W jak najlepszym!- pisnęła podniecona podbiegając do mnie wesoło.-Myślisz, że spodobam się Zaynowi?- spytała prezentując swój strój na co składała się biała bluzka z logiem zespołu, kremowe rurki, czerwona bejsbolówka z literką "Z" i zielone buty Nike za kostkę.
-Hymm...- udałam, że się zastanawiam. Doskonale znałam gust Zayna, lubił naturalne dziewczyny, często sam zmywał mój makijaż i spinał moje włosy w koczka. Kochał kiedy nosiłam duże, rozciągnięte swetry i legginsy. Pamiętam te dni i prześliczne outfity wymyślne przez Zayna, które szczerze lubiłam.- No jasne! Myślisz, że nie poleciałby na taką laskę!- powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach, co innego mogłam powiedzieć trzynastoletniej fance "najlepszego na świecie" zespołu Łan Dajrekszon? W odpowiedzi dostałam kolejny pisk radości i podziękowania z nadaniem tytułu najlepszej siostry świata.
No cóż, na to trzeba zasłużyć. Rozglądałam się po pomieszczeniu któryś raz z rzędu ale nigdzie nie widziałam Lilly. Czy zobaczenie mnie w akcji było aż tak traumatyczne, żeby uciec gdzie pieprz rośnie?
-Emm, wiesz może gdzie jest Lilian?- zapytałam neutralnym tonem siadając na brzegu łóżka.
-Nie wiem, wyszłam na śniadanie gdy ona szła do Ciebie, chciała cię przeprosić lecz nie wiem za co.- wzruszyła ramionami poprawiając kreski nad okiem.
-Przeprosić?- musiałam podtrzymać szczękę, żeby nie upadła na podłogę. Lilian chciała mnie przeprosić za Zayna? Przez dłuższą chwilę uspokajałam pędzące w galopie serce, nie mogłam w to uwierzyć. Może Lil wiedziała coś więcej niż ja? Chciała powiedzieć mi coś ważnego o moim związku a ja... Ja wtedy właśnie zdradzałam mulata z jego najlepszym kumplem. Boże, dlaczego Bóg ukarał mnie odkładaniem moralnych myśli na późnej? Nie słuchając opowieści siostry rzuciłam w nią kluczem do drzwi pokoju i dwudziesto funtówką, mówiąc by zamknęła mój pokój i zamówiła taksówkę na koncert. Chwytając z szafki nocnej dwie Vip'owskie wejściówki wybiegłam szukać brunetki w tętniącym życiem Londynie. Gdzie mogłabyś Lilian? Na myśl wpadło mi tylko jedno miejsce- mieszkanie Malika. Wybiegłam z hotelu i pędząc w stronę Tower Bridge wymyślałam co powiem jeśli ona tam będzie; lecz w głowie świeciła pustka, której nie mogła przegonić żadna nawet głupia myśl. Nie mam pojęcia ile czasu tak biegłam ale kiedy zobaczyłam swój cel zwolniłam momentalnie modląc się by Lilly jednak tam była.
Przeskakiwałam schodki apartamentowca wchodząc stopniowo na pierwsze, drugie, trzecie i wreszcie czwarte piętro. Skręciłam w lewo i patrząc na drzwi szukałam numeru 68; kiedy wreszcie moje oczy ujrzały złoty numerek podziękowałam Bogu w myślach i delikatnie zapukałam dokładnie trzy razy- jak zawsze. Czekałam tylko kilka minut zanim blond czupryna wyjrzała zza drzwi patrząc się na mnie pytająco.
-Cześć.- powiedziałam spokojnie by zaraz wyrzucić z siebie potok słów- dziś przespałam się z Twoim pracodawcą Harrym a moim byłym chłopakiem jest Zayn Malik, który przyjaźni się z moją znajomą Lilian- która z kolei powinna tutaj być.- powiedziałam na jednym wydechu opierając się o framugę czerwonych drzwi. Drobna blondynka spoglądała na mnie zaciekawionymi, zielonymi oczami. Módlmy się, żeby mnie wpuściła.- powtarzam w myślach i wreszcie słyszę nieśmiałe "Proszę wejść".
-Zawołać pana Malika, Stylesa, czy może pańską znajomą?- pyta mnie kiedy zdejmuje buty nie chcąc niszczyć jej pracy.
-Nie, nie poradzę sobie sama.- mówię po czym uśmiecham się i oddalam na tyły apartamentu. Przechodzę przez pusty, lśniących czystością salon i energicznym ruchem wbiegam po schodach skracając w lewo na pierwszym piętrze. Mijam zamknięte drzwi do pokoju loczka i bez pukania otwieram brązowe drzwi z napisem "Malik paradise"- co było moim cholernym błędem ponieważ nie przygotowałam serca na widok Zayna z jakąkolwiek inną dziewczyną.
-Cześć.- rzucam cicho patrząc na siedząca przy łóżku parę. Cholera, obejmował ją. Nie słyszę żadnej odpowiedzi więc kiedy cisza zaczyna mi ciążyć kontynuuję-Emm, Lilly możemy porozmawiać?- pytam delikatnie nie wiedząc jak się zachować.
-Przespałaś się z nim?!- słyszę wściekły głos Zayna, który zostawia brunetkę i podchodzi do mnie. Moje chwilowe zaćmienie na jego widok powoduje, iż mówię tylko ciche "O co chodzi, Zayn?"- Jak to kurwa o co chodzi?!- wrzeszczy jak opętany przyciskając mnie za ramiona do ściany.
-To boli..- zasyczałam patrząc prosto w jego brązowe oczy.
-Jak mogłaś mi to zrobić?- w jego tęczówkach widzę zbierające się łzy.-Myślałem, że nadal cokolwiek dla Ciebie znaczę.- jego głos był zachrypnięty zapewnie długą rozmową z Lilian.
-Znaczysz..
-Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej!- uderza moją głową o ścianę powodując ostry ból gdzieś z tyłu. Przed moimi oczami pojawiają się ciemne mroczki i przez chwilę nie wiem co robić.
-Boli.- łapię się za głowę i chwilę potem do pokoju wchodzi kolejna osoba. Zayn puszcza moje ciało, które bezsilnie opada na podłogę. Co się dzieje? Przez chwilę nie wiem gdzie jestem a do moich uszu dobiega wrzask mulata:
-Przeleciałeś Anastazję, ty dupku jak mogłeś mi to zrobić?! Ty niewyżyty sukinsynu!
-Ale ja nic nie zrobiłem!- usłyszałam dobrze znany mi, męski głos ale nie mam pojęcia do kogo należy. Czuję się ospała, nie mam siły by wziąć oddech. Zamykam oczy, moja głowa niesamowicie ciąży, a więc kładę się płasko na podłodze i próbuję złapać oddech, który tajemniczo zaginął. Nie ma mnie przez kilka sekund, z pół-snu budzi mnie kolejny, włączający się do rozmowy kobiecy krzyk, czuję ciepłe dłonie podnoszące mnie.
-Annie? Słyszysz mnie?- do moich uszu dochodzi delikatny, męski głos. Trzyma mnie jakiś mężczyzna- myślę i przesyłam wszystkie pozostałe mi siły by skinąć głową-To dobrze, teraz położę cię na łóżku i za chwilę do Ciebie wrócę, dobrze?
*
Otwieram oczy i widzę drażniące moje oczy światło. Rozglądam się po pomieszczeniu. Na białej kanapie naprzeciwko mnie siedzi brunetka, pocieszająca płaczącego mulata. Zaczynają dochodzić do mnie jakieś dźwięki. Spoglądam w lewo na kuchnię i zauważam opierającego się o blat, krwawiącego loczka.
-Co się stało?- pytam ledwo świadoma swoich słów. Widzę, że cała uwaga skupia się na mnie i zaczynam czuć jak moje policzki płoną. Do kanapy na której leżę podchodzi ubrany w czerwone, obcisłe spodnie chłopak z brązową grzywką.
-Cześć skarbie, jestem Louis i muszę ci powiedzieć, że dosyć mocno uderzyłaś się w głowę i...- podrapał się w czubek głowy, nie wiedząc jak ubrać w słowa to co ma na myśli-no zemdlałaś mi kiedy cię tu niosłem, ale teraz weź paracetamol i będzie dobrze- uśmiechnął się radośnie i podał mi szklankę wody razem z małą, białą tabletką. Louis pomógł mi usiąść bym mogła wziąć proszek, nie powiem tabletka była dosyć duża i miałam nie mały problem z połknięciem jej. Podziękowałam grzecznie i już miałam się podnosić kiedy poczułam dużą dłoń na swoim kolanie i policzku.
-Hey mała, wszystko ok?- zapytał klęczący przy mnie Harry. Na  jego widok uśmiechnęłam się i subtelnie złączyłam nasze dłonie na moim policzku i spojrzałam prosto w jego oczy powoli się w nich zatracając. Uśmiechnął się do mnie i delikatnie głaskał mój policzek naszymi dłońmi- moje serce wystrzeliło jak z procy przy naszej intymnej chwil. Po raz kolejny tego dnia chcąc coś powiedzieć słyszę obcy głos przerywający mi.
-Możecie sobie to darować na później?- mruczy pod nosem zdenerwowany Zayn. Nie zwracam na niego uwagi, to za bardzo boli a więc posyłam mu tylko zimne spojrzenie i tym razem trzeźwo spoglądam na chłopaka trzymającego moją dłoń. Chłopak ma rozciętą wargę i rozwalony łuk brwiowy, krew atakuje jego twarz a w szczególności oko do którego z góry spływa czerwona ciecz.
-Co Ci się do cholery stało, Styles?- pytam subtelnie gładząc wargę lokowatego- Jak ty wyglądasz...- szepce i składam delikatny pocałunek na jego zmasakrowanej brwi. Widząc Harrego w takim stanie, nie mam pojęcia co robić- paraliżuje mnie doszczętnie. W moim sercu pojawia się rażący ból, który mimo wypuszczonych na światło dzienne łez nie znajduje ujścia.
-Hey, skarbie nie martw się o mnie, przecież to- wskazał na swoją posiniaczoną twarz- jest niczym, tak? Zagoi się a moi ludzie staną na głowie, żeby mojej twarzyczce nic nie brakowało.- zaśmiał się smutno i subtelnie uśmiechnął.
-K-Kto ci to zrobił?- pytam połykając gorzkie łzy, które po chwili wyciera ciemna, gładka dłoń.
-Anastazja, nie płacz błagam.- słyszę łamiący się głos Zayna i nagle wszystko do mnie wraca.
-To ty!- krzyczę odsuwając od siebie jego dłoń i podnosząc się z kanapy- Ty go tak załatwiłeś!- wrzeszczę na czarnowłosego wymachując rękami we wszystkie strony.-CO ON CI DO CHOLERY TAKIEGO ZROBIŁ?! JESTEŚ AŻ TAKIM DUPKIEM, MALIK?!- patrząc mu prosto w oczy wbijam sztylety w jego serce tak jak on Niegdyś w moje. Wybiega, Zayn po prostu wybiega- poddaje się a ja na nowo zalewam się łzami, już nawet nie obchodzi mnie to, iż Lilian pobiegła za nim chcąc porozmawiać o tylko im znanych rzeczach. Boli mnie to, cholernie boli ale na to zasłużył.
*
Louis jako jedyny gotowy do koncertu chłopak odwiózł mnie i Lilly do hotelu. Nadal nie wiem o czym rozmawiała z Zaynem, ale to chyba lepiej. Nie gadamy ze sobą, a ja nawet nie wiem dlaczego. Przecież to nie jej wina, że akurat kiedy przyszła przeprosić za sytuację z Zaynem, Harry mnie pieprzył.
-Emm, Lilly?- mówię siadając przy niej na kanapie, taksówka jest już wezwana więc czekamy w głównym holu hotelu. Do moich uszu dochodzi jakieś burknięcie więc postanawiam kontynuować- Chciałabym, żebyś wiedziała, że mimo to ja nadal uważam Cię za dobrą kumple, Okej znamy się tylko tydzień ale i tak nasza znajomość została poddana nie małej próbie. Lubię cię, szczere cię lubię- omijając fakt, iż widziałaś mnie z chłopakiem w łóżku.- uśmiecham się do niej i klepię ją po kolanie- Słuchaj jeśli naprawdę jesteście z Malikiem szczęśliwi...- wzięłam głęboki oddech, w końcu miałam okłamać samą siebie i cały świat- to ja nie będę miała nic na przeciw, zaufaj mi. Ja i Styles to dość kontrowersyjny temat, ale czuje, iż mimo to, że coś do niego odczuwam nic z tego nie wyjdzie.- kończę swój monolog i podnoszę się szybko z kanapy gładząc założony przed chwilą strój. Spoglądam przez duże okno na parking hotelu i widzę czarną taksówkę najprawdopodobniej czekającą na mnie i Lilian. Kiwam do brunetki głową i kierując się w stronę wyjścia zakładam słuchawki puszczając pierwszą lepszą piosenkę. Oczywiście los nie jest dla mnie łaskawy i trafiam na Kiss Me- Jasona Walkera. Pierwsze słowa piosenki roznoszą się echem po mojej głowie. To była nasza piosenka- Moja i Zayna. Uśmiecham się smutno cichutko nucąc refren. Pamiętam nie przespane noce w których zadaliśmy na brzegu morza i nuciliśmy właśnie ten utwór. Pamiętam każdy dzień spędzony z mulatem, najlepsze chwile w moim życiu były spędzone właśnie z nim. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się porzucić w niepamięć te wszystkie dni. Piosenka zakończyła się wraz z pierwszą łzą na moim policzku i tym samym zamykając  coś w moim życiu, jakąś jego cząstkę zostawiałam gdzieś daleko za sobą- usuwając tylko jeden utwór. Utworem który usłyszałam po pamiętnej piosence było DNA Little Mix; o dziwo, w ogóle nie pomyślałam o Zerrie tylko o Harrym. Wsłuchiwałam się w każde słowo i utkwiłam w przekonaniu, że piosenka jest o Stylesie.
"Czy sprawia, że Twoje serce bije mocniej, gdy całuje Twoją szyję?
Nie potrzeba naukowców, ani teorii biologicznych
To zdaje się być oczywistością, gdy mnie trzyma
To naturalne,
Że jestem tym taka zaabsorbowana"
Słowa, które śpiewały cztery dziewczyny tak dobrze opisywały to co czułam, iż przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że jest to prawdą.
"Rozchodzi się o jego pocałunki
Które zatruwają mi usta
Nasza energia się łączy
To prosta genetyka
Jestem X-em, dla jego Y-eka
Chodzi o kolor jego oczu
On nie popełnia błędów
Nie, on nie musi próbować"
Z myśliwego amoku wyrywa mnie szarpnięcie mojego ramienia, sygnalizujące, iż dotarliśmy na miejsce koncertu. Drogę krzyżową numer 3 czas zacząć. Wysiadam z taksówki zostawiając 10-funtowy napiwek i zakładam identyfikator Vip na szyję. Nie zwracając uwagi na fanki zespołu przechodzę przez środek tłumu wprost do kolesiów od wpuszczania na halę.
-Przepraszam, ale musi pani ustawić się w kolejce, żeby...- słyszę głos łysego mężczyzny ale przerywam mu gestem dłoni pokazując wejściowe.
-Słuchaj, jestem córka Davis'a, tak tego Davisa, a więc nie umoralniaj mnie bo stracisz pracę szybciej niż zdołasz cokolwiek z siebie wydusić . Wpuść mnie razem z tą oto niewiastą do środka.- mówię tępo jak na prawdziwą zimną sukę przystało i krzyżując ramiona na piersi patrzę jak otwierają dla nas przejście. Kontem oka spoglądam na Lilian, która nie dowierza własnym zmysłom- takiej mnie jeszcze nie poznała. Idziemy korytarzem wprost do wejścia na stadion, schodzę szybkim krokiem w dół trybun i po kilku minutach znajduję się już w sektorze Diamond Circle. Tak, stoję tuż przy barierkach i wzrokiem szukam mojej siostry, która stoi po drugiej stronie sceny. Macham do niej i patrzę na Lilly, która ma minę jak osoba zamknięta właśnie w więzieniu. Stoimy tam tępo wywracając do siebie oczami i bezgłośnie narzekając n nas los co obie komentujemy głośnym śmiechem. Zakładam powrotem słuchawki, które spoczywały na mojej szyi. Stoję pośród tłumu i jako jedyna nie słucham pięciu chłopaków, lecz Little Mix z piosenką DNA od której wprost nie mogę się uwolnić.
*
 Nie mam pojęcia co skłoniło mnie do tej decyzji ale postanowiłam na choć jedną piosenkę zdjąć słuchawki, a więc kiedy chłopcy wybiegli już na scenę a tłum napalonych dziewczynek zaczął piszczeć, tym samym zgłaszając moją muzykę odmierzyłam trzy piosenki i zdjęłam słuchawki wprost na "Summer Love". Tak, ja to mam szczęście, jak zawsze. Zayn podszedł na skraj ceny i zaczął śpiewać swoją kwestię, patrząc prosto na mnie. Cholera, dlaczego on jest taki uroczy? Śpiewał i śpiewał a ja nie mogłam chociażby odwrócić wzroku. Zamknęłam oczy kiedy do utworu dołączył się głos Harrego, na jego twarzy nie było widać żadnej, choć najmniejszej ryski- wizażystki były świetne, należą się im brawa. Nie wiem, czy to od nadmiaru emocji tego dnia widziałam łzy w oczach Zayna, ale pragnęłam z całego serca żeby to była jakaś fatamorgana. Summer Love wreszcie się skończyło i zobaczyłam, iż Malik wybiega na chwilę za scenę. Gdzieś w środku modliłam się żeby już nie wchodził ponownie na scenę jednak pojawił się znów uśmiechnięty od ucha do ucha- sztucznie uśmiechnięty. Kolejny raz nałożyłam słuchawki na uszy i słuchałam muzyki kiedy zobaczyłam, iż moją towarzyszka z gracją przypiernicza głową o barierkę. Chciałam pędzić jej na pomoc ale między nami wcisnęło się około sześć rozemocjonowanych fanek więc nie miałam innej opcji niż zostanie na swoim miejscu i przyglądanie się rozmowy pół przytomnej brunetki z gorylem od ochrony. To było dość ciekawe ponieważ chłopcy na chwilę zaniemówili gdy zobaczyli, że brunetka ostro walnęła w metalową rurę. Gdybyście widzieli ich miny- myślałam, że zsiusiam się w majtki. Wróciłam do swojego świata wsłuchując się w pierwsze akordy piosenki Nirvany. Stałam tam i tępo gapiłam się przed siebie gdy jakby spod ziemi wyrósł przede mną ochroniarz łapiąc mnie w tali i przerzucając do strony niedozwolonej tuż przy scenie. Spojrzałam na niego wzrokiem "Ty koleś zwariowałeś, czy jak?" ale on tylko wskazał głową na Lilly. Aha, nie wiem co ta dziewczyna zrobiła ale konieczne muszę jej podziękować. Szybkim krokiem podeszłam do niej i już miałam dziękować kiedy zauważyłam, że pięciu chłopaków ze sceny pokazuje wprost na nas. Razem z brunetką wymieniliśmy pytające spojrzenia i widząc, iż uwaga wszystkich jest skupiona na Nas zsunęłyśmy zgodne słuchawki i tak jak nakazał głos goryla weszłyśmy na scenę bocznymi schodkami. Dobra, teraz to naprawdę nie wiem o co chodzi ale chyba powinnam się cieszyć. Z ust Hazzy odczytuje słowa "One Less Lonley Girl" i z prędkością światła łącze wątki. Będą nam śpiewać jak Justin swoim fankom podczas koncertów, dobra nie wiem co to ma na celu, zważywszy na to, iż nie lubimy ich muzyki, ale dobrze... Przedstawienie czas zacząć.
- No więc, jaka jest wasza ulubiona piosenka?- usłyszałam pytanie blondyna stojącego tuż przy mnie. Czekając na odpowiedź Lilly wzruszyłam ramionami, wzdychając ciężko. Nie wiem, co brunetka wymyśliła ale przekręcając tytuł piosenki skazała się na wieczne potępienie że strony Directioners. Przerywając niegrzecznie Malikowi, spojrzałam na brunetkę i z ironią w głosie zapytałam:
-Pamiętasz piosenkę z samolotu?- śmieję się na samo wspomnienie- Emily nas nią katowała przez cały lot chcąc nauczyć nas jej tekstu.- uśmiechnęłam się przelotnie do siostry i nie zważając na mój brak talentu zaczęłam śpiewać początkową partię mulata-Oh I just wanna take you anywhere that you like- wyśpiewałam patrząc na zdziwioną Lill, która przypominając sobie dalsze słowa utworu zaczęła nieudolnie próby śpiewania razem ze mną:
We can go out any day any night
Baby I’ll take you there, take you there
Baby I’ll take you there, yeah.- zaśmiałyśmy się obie słysząc gromkie brawa i tuż po chwili akompaniament naszych muzycznych podbojów. Postanowiłam dać szansę mojej towarzyszce niedoli i dziewczyna dokończyła kolejny akapit sama.
-Oh tell me, tell me, tell me how to turn your love on
You can get, get anything that you want
Baby just shout it out, shout it- zaczęłam śmiać się tak przeraźliwie głośno, że nie usłyszałam dalszej części piosenki w wykonaniu brunetki czego bardzo żałowałam. Na słowa "And if yooooooou" zbliżyłyśmy się do siebie i złączając plecy wypiałyśmy resztę zwrotki pierwszej nie szczędząc przy tym gestykulacji rąk i głowy. Obie poczerwieniałyśmy na twarzy i ponownie zaczęłyśmy się śmiać upadając przy tym na kolana. Na szczęście zespół zaczął śpiewać za nas resztę piosenki, która tak straszliwie ucierpiała przez nasze głosy. Kiedy już pozbierałyśmy się w całość i otrząsnęłyśmy się z drobinek śmiechu wpadliśmy na kolejny świetny pomysł a mianowicie tańczyłyśmy jak szalone tańce-popaprańce. Cały zespół puchł już ze śmiechu ale nie dawaliśmy za wygraną a więc nasze przedstawienie trwało w najlepsze aż do kwestii Louisa, ponieważ resztę śpiewali wszyscy. Chłopcy odłożyli mikrofony i cały stadion zjednoczył się, to było coś pięknego, co zapierało mi dech w piersiach. Przy rytmicznym "Na, na, na, na, na" podeszłam do blondyna, który jak dobrze wiedziałam również był Irlandczykiem więc łapiąc go pod boli zaczęłam tańczyć Irlandzki taniec, którego uczyłam się w którejś z podstawowych klas. Niall zrobił się niesamowicie czerwony po czym wybuchł śmiechem który doprowadził nas do całkiem przyzwoitego obrotu wokół własnej osi. Kiedy tak oboje wirowaliśmy piszcząc, krzycząc, śpiewając i śmiejąc się równocześnie poczułam, że Niall łapie mnie za rękę i zakręca mnie w swoje ramie. Uśmiechnęłam się do niego skacząc w jego objęciach po czym dość szybko odwinęłam się puszczając jego rękę- co nie zakończyło się dobrze; gibiąc się na wszystkie strony wpadłam wprost w ramiona Malika i patrząc prosto w jego oczy, wszyscy oprócz nas wyśpiewali "And let me kiss you".