Lilian
-Tak cienko? Przynieście wódkę.- po tej wypowiedzi wszyscy
wbili we mnie swoje rozszerzone ze zdziwienia gały. Nawet Louis oderwał swój
wzrok od wyświetlacza telefonu.
-No co? Ja po prostu nie bawię się w kolorowy alkohol to nie
dla mnie. Ale jeśli tak bardzo chcecie wypiję sama. Weźcie pół litra.
-I ty to niby wszystko w siebie wlejesz?- czuję na sobie
kpiące spojrzenie Harrego.
-Nie chciałam tylko przyjrzeć się z bliska butelce.- mówię
przewracając oczami.
-Doprawdy inspirujące zajęcie.- do rozmowy włącza się
blondyn.
-To był sarkazm głupku- patrzę na niego udawanym złowrogim
spojrzeniem, pod presją którego chłopak przesuwa się w stronę Ann- Oj żartuję,
żartuję. Chodź Horan idziemy po procenty.
*
Ocierające się o siebie spocone
od nadmiaru wrażeń ciała i wręcz namacalna unosząca się w powietrzu adrenalina
wymieszana z pożądaniem. Taniec, czynnik potrzebny do życia w takiej samej
mierze jak tlen. Niesamowite chwile, w których nie dręczą mnie żadne pytania.
Jestem tylko ja i muzyka w rytm której wygina się moja sylwetka. Czuję, że tracę
kontrole, brakuję mi tchu, a jednak nie przestaję. Nie przejmuję się nawet
silnym bólem, wręcz przeciwnie sprawia mi on cholerną satysfakcję. Jestem
zadowolona z siebie, z tego że życie daje
mi momenty w których mogę zapomnieć o codziennych problemach. I nagle
wszystko znika. Z transu wyrywają mnie dwie duże dłonie, które bezkarnie
urządziły sobie spacer po mojej talii, zatrzymując się na moich biodrach.
Wkurzona za przerwanie mi tej niesamowitej sytuacji, z rozmachem odwróciłam się w stronę sprawcy,
tym samym stając twarzą w twarz z Malikiem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać,
Zayn już dawno leżałby na ziemi błagając o litość. Otworzyłam usta chcąc
nawtykać mu jaki to on nie jest, jednak mulat jakimiś cudem przewidział mój zamiar i uciszył mnie przykładając palec do moich
warg.
-Proszę cię Lilly pomóż.-
powiedział, a raczej wykrzyczał, nie musiał się martwić, że ktoś nas usłyszy w
końcu ilość decybeli w pomieszczeniu ze trzy razy przekraczała normę.
- Spróbuję jeśli byłbyś tak
łaskaw, aby wytłumaczyć o co chodzi?- uniosłam jedną brew do góry. Na moje
pytanie kiwnął głowę w stronę naszego stolika. Dyskretnie rzuciłam na niego
okiem. Wszyscy siedzący przy nim włącznie z Anastazją, siedząca na kolanach
Harrego, wpatrywali się w nas jakbyśmy byli czymś co ma się okazję zobaczyć
tylko raz w życiu.
- Chcesz wzbudzić zazdrość?-
spojrzałam na niego zadziornie jednocześnie zmniejszając odległość dzielącą nasze sylwetki do minimum.
Czarnowłosy uznał mój gest za odpowiedź twierdzącą, zresztą słusznie. Przyznam
szczerze, że pomysł przypadł mi do gustu jednak moje przemyślenia odlatują w
niepamięć, ponieważ taniec z Malikiem staje się zmysłowy wręcz dziki. Powoli
nasze usta tez odnajdują do siebie drogę, a przestrzeń między nimi staje się
minimalna tak jak pomiędzy ciałami. Już mam go pocałować kiedy to do akcji
wkracza już nieźle wstawiona, ta blondyna Perrie- Odwal się od mojego chłopaka,
on jest mój bejbe, nie masz u niego szans- spojrzałam na nią zdziwiona.
- Gdybyś miała za grosz kultury
to chociaż byś przeprosiła bo jak widzisz to nam przeszkodziłaś. A może się mylę
i ty po prostu masz problemy ze wzrokiem? Harry powinien polecić ci dobrego
okulistę. A po za tym nikt nie zmuszał Zayna do tańczenia ze mną, więc nie pogrążaj się skarbie
dobrze ci radzę, ze mną nie wygrasz żadnej bitwy. Dobrze mówię kochanie?-
uśmiechnęłam się do chłopaka - Może dokończymy to co niestety nam przerwano w
bardziej ustronnym miejscu- oblizałam
wargi i posłałam całusa w jego stronę co bardzo wkurzyło naszą małą
bezbronną blondyneczkę. Czarnowłosy się nie odzywał, więc sama przejęłam
inicjatywę. Złapałam go za rękę i ruszyłam do tylnych drzwi klubu.
*
Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy. Po
takiej zaprawie przestało być już dla mnie inspirujące ile to kieliszków wódki wypiłam, więc po
prostu przestałam liczyć. Wiem tylko że czułam się wolna. Czułam że mogę zrobić
wszystko. Zaczęłam od tańca z Niallerem później przyszła kolej na Liama a na
koniec Louis. Odstawiał jakieś dzikie pląsy. Lecz zważając na to ile alkoholu
płynęło w moich żyłach, ani trochę mi to nie przeszkadzało.
*
Jak szaleć, to szaleć. To że zrobię z siebie, nie owijając w
bawełnę, panienkę spod latarni przestało mi przeszkadzać. Nie wiele myśląc, no
dobra nie oszukując samej siebie w ogóle nie myśląc, weszłam na długą podłużną
ladę otoczoną jakimś niewyżytymi napalonymi osobnikami płci przeciwnej. Ledwie
zdążyłam przejść się kawałek, a już jeden klepnął mnie w tyłek. Na co się tylko
zaśmiałam i nie przerywając mojego seksownego pochodu zaczęłam podciągać
podkoszulek do góry. Owacje mężczyzn wzrosły ale nie nacieszyli się zbyt długo ,ponieważ
po dosłownie sekundzie od tego incydentu zostałam ściągnięta z owego stołu.
Pewnie zastanawiacie się przez kogo? Też bym się zastanawiała gdyby nie szept. Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Pewnie
już się domyślacie o kogo mi chodzi? Tak to ON. Znowu ON. Przyznam, że tym
razem jak najbardziej mi się to podoba.- Chyba starczy ci już na dzisiaj-
zaśmiał się dźwięcznie wprost do mojego ucha.
-Z nimi być może, jednak z tobą jeszcze nie skończyłam-
posłałam mu porozumiewawczy uśmiech.
-Co masz na myśli?- uniósł do góry brwi. Popatrzyłam na
niego pobłażliwie wypowiadając zadziwiające
słowo.- Chyba za dużo dzisiaj wypiłaś, przypomnę ci ze jeszcze rano mnie
nienawidziłaś.- spojrzał mi prosto w oczy. Rękę bym dala sobie uciąć że w tej
chwili w jego tęczówkach ujrzałam wybuchające iskierki , które można by było porównać do dwóch
rozżarzonych ogników. Jednak nie miałam czasu na zastanawianie się co mogą one
oznaczać ,ponieważ chłopak wpił się w moje wargi niczym wygłodniały wilk. Tyle na to czekałam i tak bardzo za tym
tęskniłam. Ale teraz gdy wreszcie dostałam tego czego pragnęłam od tak dawna,
nie wiedziałam co mam robić i dosłownie i w przenośni. Stałam tam niczym słup
soli, bojąc się wykonać nawet najmniejszego ruchu. Szczerze mówiąc to nie wiem
czemu ogarnęło mnie przerażenie, przerażenie a może to jednak było zaskoczenie.
Uznajmy że telepię się pomiędzy dwoma odległymi, odległymi, a może tak bliskimi
światami. O to jest pytanie, na które wam nie odpowiem, ponieważ ktoś
sprowadził mnie na ziemię, ktoś a może raczej coś? W najdokładniejszych detalach
coś co należy do kogoś. Kończąc zagadki. Chłopak przejechał koniuszkiem języka
po mojej górnej wardze co wprawiło mnie w stan pobudzenia. Natychmiastowo
stałam się zdolna do pracy, zarówno ja jak i mój narząd smaku. Mogłabym
powiedzieć, że nasz pocałunek to przepiękna historia, niesamowity taniec czy
też początek czegoś pięknego, ale nie mam zamiaru rozwodzić się nad jego
słodyczą, ponieważ wszystkie te błahe opisy zdominowała namiętność w czystej
postaci. Było to walka porównywalna do
drugiej wojny światowej, walka która mogła rozpętać to trzecią. Wybuchowa,
pożądliwa i pełna ataków. Usta wręcz bolały od siły jaką się nawzajem
popisywaliśmy. Chcąc dolać oliwy do ognia dość mocno przygryzałam dolną wargę
chłopaka. No i chyba mi się udało, bo chłopak jęknął rozkosznie wprost do mego
gardła, mało tego odwdzięczył się pięknym za nadobne kładąc swe dłonie na mych
pośladkach, oczywiście nie przerywając bitwy języków jaką toczyliśmy. Zostałam
zmuszona, by otoczyć go nogami w biodrach. I takiej oto pozycji rozpoczęliśmy
się przemieszczać w bliżej nieokreślonym kierunku. Po chwili wszystko się
wyjaśniło ponieważ z wielkim impetem przywaliłam w twarde podłoże. Styles wykorzystując moją chwilową dezorientację
przytwierdził mnie do ściany w taki sposób, iż nie miałam możliwości wykonania
jakiegokolwiek ruchu. Nasze ciała zlały się w jedność nie ma jego i mnie jesteśmy my i rzecz
jasna nasze usta. Teraz wreszcie w pełni mogłam skupić się na podmiocie mego
pożądania. Powinnam tracić siły jednak jakimś cudem w tym momencie ujawniły
się moje ukryte pokłady energii obok,
których nie można było przejść obojętnie i trzeba było je należycie
wykorzystać. Dlatego też złapałam jego twarz w dłonie i przybliżyłam ją maksymalnie
do mojej. Już miałam rozpoczynać prawdziwą zabawę, którą w stanie jest rozegrać
tylko Lilian Sanchez, kiedy to kochany Liam raczył przerwać mi kulminacyjny
moment naszego zbliżenia oburzonym okrzykiem- Styles na miłość boską zdaje mi
się, że miałeś ją bezpiecznie odstawić do domu, a nie usiłować zgwałcić w
miejscu publicznym. -wymachiwał rękami jak goryl na haju. Przez co chłopak jak
poparzony upuścił mnie i odwrócił się w stronę przyjaciela. Ja niczym się nie
przejmując, stanęłam na luzie opierając się o ramię Harrego, teatralnie przewróciłam oczami i zwróciłam
się pogodnym tonem do paranoityka od łyżeczek- Nie dramatyzuj Payne, mi tam się
bardzo podobało.- zaśmiałam się wesoło puszczając oczko do Loczka.
Liam popatrzył na mnie z politowaniem i zaczął wytykać
biednemu Haroldowi.- Stary ona jest pod wpływem. Nie rób sobie nadziei, nie pamięta
tego.
Zmarszczyłam brwi w geście niewiedzy.- Może jeśli nie
pamiętam to mnie oświecicie i wtajemniczycie?- Harry odwrócił się twarzą do
ściany, czy ja wiem jakby był zawstydzony, a może to jednak był smutek?
-Przypominam, że nadal czekam, a śmierci na klubowej
podłodze nie planowałam więc…- z przekąsem popatrzyłam się na Payne'a- No co?
Ode mnie niczego się nie dowiesz.- widząc mój wzrok podniósł ręce w obronnym
geście- Jeśli Harry zdobędzie się na odwagę to na pewno ci powie. A tym czasem
idziesz ze mną, nigdy nie wiadomo co mu jeszcze odbije.- uśmiechnął się lekko
podając dłoń, jednak Harry zniweczył jego założenia obejmując mnie… czule? Wtf?
-Możesz być pewny włos jej z głowy nie spadnie, zaopiekuje
się nią.
-Mhm… Jasne Styles znam cię, pewnie gdy tylko spuszczę cię z
oczu znowu się przylepisz do Lilly.- powiedział z pewnym siebie, troszkę
kpiącym uśmieszkiem.
*
Chwiejnym krokiem, z asekurującym mnie przy boku Stylesem
wyszłam z klubu na orzeźwiające powietrze . Aż zaciągnęłam się jego świeżością,
długo nie pozostawiłam czystej aury, ponieważ już po chwili z kieszeni spodenek
wyjęłam ostatniego pogiętego papierosa, którego przypaliłam zapalniczką z
różowym wizerunkiem hello kitty. Nie wiem skąd ja ją wytrzasnęłam, ale na jej
widok razem z Loczkiem wybuchłam wręcz histerycznym śmiechem.
Gdy wreszcie sięgnęliśmy po rozum do głowy i opanowaliśmy
swój psychiczny napad ruszyliśmy w drogę do samochodu Harrego, który na moją
niekorzyść znajdował się dwie przecznice od budynku. Znajdując oparcie w
chłopaku mogłam spokojnie bez prawdopodobieństwa upadków wreszcie poczuć w
płucach dym, który pomoże dotrzeć wszystkim dzisiejszym wiadomościom do mej
świadomości. A może jednak nie spokojnie ,lecz marudzeniem upierdliwego
Stylesa.
-Koniec żartów Lilian. Oddawaj tą fajkę. - Sięgnął ale go
ubiegłam i odsunęłam rękę poza jego zasięg. Jeśli nadal będę wykonywać jakieś
dzikie cyrkowe akrobacje, długo nie pociągnę. Ale do rzeczy- Jej, naprawdę
myślisz, że dzięki temu co zaszło w klubie możesz mi rozkazywać? I jeszcze do
tego wydaje ci się, że cię posłucham. Aleś ty naiwny. Naprawdę tak mi przykro,
iż zrujnowałam twe marzenia.- w udawanym geście położyłam rękę na sercu,
wzdychając przy tym ironicznie, by wkurzyć go jeszcze bardziej.
- Jak z dzieckiem. Jak z Zaynem. Może teraz jeszcze teraz
zaserwujesz mi gadkę o tym, że wiesz co robisz i nie jesteś już małą
dziewczynką.- uniósł brwi, i potraktował mnie dawką kpiny która, aż kipiała z
jego oczu.
- Wiesz co ci powiem. Nie paliłabym gdybym nie miała ku temu
powodów. A jednak, mam. To, iż nie jesteś w nie wtajemniczony to już zupełnie
odrębna historia. Ważne jest to, że cierpię i nie mam już nic. Nic, rozumiesz, nic jedynie tą cholerną pustkę. Nic poza moim
nałogiem, który pozostał mi jeszcze z okresu buntu, wtedy jeszcze miałam
rodzinę, okropną bandę tyranów, ale jak to mówią, jak się nie ma co się lubi,
to się lubi co się ma. I taka zasadę próbowałam wyznawać. Dotąd, aż każdy co do
jednego umarł. Umarli, i razem z nimi umarła moja babcia, jedyna kochająca mnie
osoba. Jedyna osoba która kiedykolwiek interesowała się moimi problemami, może
nawet nie powinnam mówić o problemach, a o mnie. Dokładnie, był to jedyny
człowiek, który zwrócił na mnie uwagę. Więc chcąc mieć choć namiastkę tego co
było, zatraciłam się w papierosach. Pewnie trudno ci to pojąć ale daje mi to
ukojenie i przywołuję wspomnienia, wspomnienia domu. Może nie najgorszego na
świecie ale, z pewnością okropnego. Wyobraź sobie, że wolę mieć cokolwiek,
nawet coś przeraźliwie strasznego niż nic, tą cholerną pustkę z którą stykam
się nacodzień, odliczając te chwilę gdy mogę zatracić się w przeszłości, przy
właśnie takiej niepozornej rzeczy jak papierosy. Wydaję się być śmieszne, a
jednak to najszczersza prawda. Świat jest okrutny pełen zgrozy, która za
wszelką cenę chce mnie dogonić, a ja wiem że nie mam żadnego planu ucieczki.
Zabijam sama siebie próbując być w jakiś sposób szczęśliwsza, ale i tak nijak
mi to nie wychodzi.- roztrzęsiona, pełna buzujących emocji, zamknęłam usta,
odcinając swój niemiłosiernie drżący głos od świata i zamykając go w
najgłębszych zakamarkach swej duszy. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam
się, iż stanęliśmy w miejscu na środku ulicy, a z nieba Bóg zesłał kropelki
cieczy, potocznie zwanej deszczem. Jednak najdziwniejsza w tym wszystkim byłą
moja postawa. Wtulona w Harrego, niczym bezwładna marionetka zrzędliwego
losu. Wargi znajdujące się tuż przy jego uchu, do którego każde słowo mego
monologu zostało wyszeptane. Zatraciłam się, zatraciłam się w tej chwili, w
niesamowitej woni, którą można było wyczuć tylko przy bardzo bliskim zbliżeniu.
Zawładnął mną, mógł teraz bez najmniejszego oporu z mojej strony kierować całym
moim ciałem. Kto? Los, czy może chłopak o imieniu Harry? Tego nigdy nie będę do
końca pewna, może razem połączyli swoje niezwyciężalne siły? Nie mam pojęcia. W
chwili gdy moje wargi łączą się z jego w delikatnym, słodkim pocałunku, nadal
nie jestem w stanie tego zidentyfikować. Nie wiem, czy jest to spowodowane moją
niewiedzą, czy też całkowitą utartą zmysłów.
*
Jego wargi miękkie i słodkie. Język zwinny i ognisty.
Wybuchowe połączenie, od którego się uzależniłam. Wstyd się przyznać ale Harry
stał się moim drugim nałogiem. Działa dokładnie tak samo jak nikotyna zawarta w
papierosach. Spróbowałam raz, drugi, za trzecim mnie dopadło. Boże, zmiłuj się!
Jego zapach, jego dłonie, jego usta kiedyś doprowadzą mnie do śmierci. Żyję na
krawędzi, popadam w obłęd. Mogłabym pozostać na środku ulicy, której nawet nie
znam nazwy, byleby tylko w jego ramionach. Ale druga strona medalu nie jest już
taka niesamowita. W końcu Styles jeszcze wczoraj robił to z inną, ja jestem po
prostu jedną z milionów, nic nie warta stara, wysłużona, popsuta zabawka. Ale
coś każe mi zostać, zostać razem z Harrym . Jakiś wewnętrzny głos podpowiada,
mi ze jestem wyjątkowa ta jedyna, jedyna w swoim rodzaju. A może to nie
wewnętrzny głos tylko słowa wypowiadane przez chłopaka. Zielone tęczówki,
studnia nie mająca dna. Paranoja. Miłość. Czym jest miłość? Śmiercią. Śmiercią,
której tak bardzo się obawiam. A jednak pozostaje, prawdopodobnie stając się
ofiarą, która zostaje wystawiona na pożarcie. Jego malinowe wargi, jego
rozpalający do nienaturalnej temperatury ciało, język.
*
Głośny huk wyrwał mnie z głębokiego snu. Nie powiem byłam
wkurzona, jednak to brak gruntu pod nogami wzbudził we mnie obawy. Już miałam
zmuszać moje powieki to otwarcia się, aby zobaczyć na czym stoję, a właściwie
czemu lecę, lecz mój i tak nie oszukujmy się słomiany zapał całkowicie
ochłodził ten nieziemski zapach. Wiedziałam, że w ramionach Stylesa jestem
bezpieczna. Chociaż cholera go wie, może ja lepiej otworzę te oczy? No i znowu
okłamuję sama siebie, czyżbym chciała oszukać przeznaczenie? W sumie to raczej
nie za bardzo. Czemu? Przyznam, że można mi to zarzucić- z natury jestem zbyt
leniwa.
*
Miękki materac i milutki w dotyku kocyk, którym zostałam
przykryta przez Harrego.
-Śpisz, kotku?- zapytał szeptem niemal bezdźwięcznie,
delikatnie gładzić moją dłoń kciukiem. Chcąc mieć chwilę wytchnienia,
postanowiłam udawać , iż nadal znajduje się w krainie bezgranicznego szczęścia
i radości.- To nawet dobrze, jestem pewien, że gdybyś kontaktowała nigdy bym ci
tego nie wyznał.- westchnął głośno jakby zbierał się do powiedzenia czegoś
naprawdę ciężkiego- Kocham Cię, Lilian. Tak bardzo Cię Kocham, że nawet nie
potrafię tego opisać słowami. Żadne porównanie nie pasowałoby do
odzwierciedlenia moich uczuć. Kocham cię ponad wszystko góry, morza, oceany,
ponad świat. Nigdy o tobie nie zapomnę. Już raz pozwoliłem ci uciec, teraz spróbuję
zatrzymać Cię przy sobie.- musnął delikatnie moje wargi. Po czym wstał z łóżka
i ruszył jak mniemam do drzwi. Gdy usłyszałam szczęk ich zamknięcia, zdołałam
odpowiedzieć - Też Cię kocham Harry.- jednak wtedy było już za późno. Bieg
życia pokaże czy popełniłam błąd i okaże się to wielką stratą, cz też słusznym
zagraniem. Takie przemyślenia wypływały z mego serca w tym samym czasie co
słone łzy, zalewające moje blade policzki.
Sparaliżowało mnie. Co robić? Panikować,
uciekać, udawać, że nic się nie stało? Wszystkie drogi, które ofiarowało mi w
tym momencie życie były bezsensowne. Wybrałam pierwszą opcję, Mulat znajdował
się coraz bliżej mnie, a ja idiotycznie wpatrywałam się w jego oczy. Co robić,
co robić? Przymykam powieki wyłącznie na sekundę i czuję ostre szarpnięcie w tył. Okej? Czy ktoś do cholery wytłumaczy mi
dlaczego chory umysłowo Styles rzucił się na Malika? Zamykam oczy jeszcze raz,
nogi nie są w stanie utrzymać masy mojego ciała. Cholera, cholera, cholera. Chyba dopiero wytrzeźwiałam, wreszcie
doszły do mnie czyste fakty. Przespałam.się.z.innym.kochając.Malika.całym.sercem.
Jedyną rzeczą, która przychodziła mi teraz do głowy to jak bardzo trafne
stwierdzenie "O, kurwa". Przez
moment poczułam się jak dziwka, lecz w kolejnej sekundzie męska dłoń, która
ofiarowała mi przysługę zaprowadzając mnie na backstage. Muszę odzyskać
trzeźwość umysłu, powagę sytuacji, którą zgubiłam gdzieś po słowach znaczących
tyle co "Kocham cię" w stronę
Harrego. Co się ze mną dzieje? Zachowuje się karygodnie, rozstawiam ludzi po
kątach- piję, palę, przeklinam tak często, że na placach nie zliczę. Kłócę się
ze wszystkimi dookoła, narzucam im swoje zdanie. Cholera, gdzie w tym wszystkim
ja? Prawdziwa, miła, zabawna,
uczuciowa Anastazja Annie Davis?
Prawda jest taka, iż w swoim zakłamanym, toksycznym życiu zgubiłam osobę, którą
pokochał na plaży w Chorwacji Zayn. Kim się stałam? Czym jestem do cholery,
jeśli nie sobą? Czuję nagle miękką kanapę, co się dzieje? Masuję pulsujące
skronie, za dużo emocji we mnie- nierozpoznanych uczuć. Coś pomiędzy wstydem,
złością a miłością. W tej chwili jestem ulotną mgłą uczuć. Gdzieś wokół mnie
słyszę delikatny, zmartwiony głos. Dlaczego mój umysł nie jest w stanie go rozpoznać?
Wir, bolących myśli zabiera mnie z powierzchni Ziemi i targa mną gdzieś ponad
gwiazdami.
Gdzie jestem?
Kim jestem?
Co się dzieje?
Świat zamienia się w wielki, pochłaniający
mnie ocean, dlaczego nie umiem pływać? Pomocy, ratujcie mnie proszę... Przelać
myśli, uczucia na papier... Na papier jak zawsze. Ból pragnę bólu, zapomnieć.
-Kartka... Długopis.- szepce nadal oderwana
od rzeczywistości. Nieprzytomnie z torebki wyjmuję duży czarny notes i ulubione,
ciemno-piszące pióro. Moje oczy zaczynają widzieć, a uszy słyszeć. Louis. Louis
przyprowadził mnie za kulisy, usadził na kanapie i delikatnie masując moje
kolano uspokoił skołatane nerwy. Mężczyzna podaje mi kubek wody i wpatruje się
we mnie, jakbym była obiektem naukowych badań. Znamy się kilka godzin, lecz jestem
ciekawa jakie zdanie sobie o mnie wyrobił. Wariatka? Świr? Chora psychicznie?
Niszczącą wszystko? Zagłada zespołu? Wdech i wydech, spokojnie Anastazja...
Będzie dobrze. Musi być.
-Annie, muszę iść kontynuować występ.
Uspokój się, napij wody niedługo wrócę, trzymaj się dobrze.- słyszę głos
najstarszego członka zespołu. Analizuję je przez około pięć minut i nie wiem co
robić. Smutek! Tak, czas na smutek.- podpowiada mi umysł którego słucham się
niczym idiotka. Płaczę, zalewam się łzami nie wiedząc nawet dlaczego. Do moich
uszu dochodzi śpiew zespołu, albo.. Nie, to głos Zayn'a. Mówi coś o utraconej
miłości, odchodzącym bezpowrotnie uczuciu i cytuje słowa jakiegoś nie znanego
mi wiersza. Zaczynam słyszeć jego melodyjny głos, poprzedzony cichym "Cholera,
nadal za Tobą tęsknię". Wytężam zmysły i wsłuchuję się w słowa
piosenki:
Lately I've been thinkin', thinkin'
'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew,
yeah.
Have you been drinkin', to take all the pain
away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
And know we won't find a love that's so true.
Ostatnio myślałem, myślałem o tym, co mieliśmy
Wiem, że to było trudne, to wszystko co
wiedzieliśmy, tak
Czy upijałaś się, by zapomnieć o bólu?
Chciałbym dać Ci wszystko, na co zasługiwałaś
Bo nigdy nic Cię nie zastąpi
Nic nie sprawi, że będę czuł się tak jak przy
Tobie
Wiesz, że nie ma tutaj nikogo, do kogo mógłbym
się zwrócić
I wiem, że nie znajdziemy miłości, aż tak
prawdziwej
O, nie, nie, nie. Tak bawić to my się nie
będziemy Panie Malik. Nie będziesz grał na moich emocjach. Co ja mam napięcie
przed miesiączkowe, że emocje buzują we mnie niczym kule w bębnie totolotka?!
Złość.Bezradność.Smutek.Żal.Wstyd.
Podniosłam się z impetem i szarpiąc włosy
krążyłam wokół pokoju dając upust mojej frustracji. Zaczęłam krzyczeć, głośno i
przeraźliwie wrzeszczeć. Jedno wielkie poczucie winy rozlało się wewnątrz mnie.
Czując zawroty głowy od długiego krążenia po garderobie opadłam bezwiednie na
podłogę i znów zaczęłam płakać. Siedziałam tam, pozbawiona jakichkolwiek
rozsądnych myśli, liczyła się tylko jedna bitwa między mną i sercem, które
gdzieś tam jeszcze miało dla kogo bić. Tylko dla kogo? Dlaczego los zawsze
wszystko mi utrudnia, miałam nie popadać w bezmyślne związki, obiecałam to
sobie. Przegrałam jakąś bitwę, przegrałam któreś z uczuć… Ale bój o moje serce
toczył się gdzieś kilka metrów dalej, pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi. Zayn i
Harry… Zniszczyłaś, zburzyłaś Zarrego, przyjaciół na mały palec.
Jak
chcesz z tym żyć tania dziwko?! No jak do cholery
powiedz!? Wykrzycz to. Teraz. Nie trzymaj tego w sobie. W tym momencie.
-NIENAWIDZĘ SIEBIE ZA TO CO IM ZROBIŁAM!-
krzyczę na całe gardło zbijając przy tym duży wazon stojący w rogu
pomieszczenia. Większe kawałki szkła depczę, skacze po nich w celu
zademonstrowania swojemu umysłowi jak bardzo zraniłam Zayna, a także Harrego z
cholerną predyspozycją do szybkiego popadania w uczucie zwane "silniejszym"
(nie, nawet pomyślnie nazwy uczucia na "m" przywodzi mi obraz
pocałunku z Harrym i romantyczne wieczory z Zaynem). Dlaczego?! Dlaczego znów
to powraca, te uczucie rozszywające cię na mikroskopijne kawałeczki. Kątem oka
zauważam dwie butelki szampana.
Alkoholiczka.
Pieprzona alkoholiczka.
Sięgam po butelkę i siłuje się z korkiem, dopiero
po kilku minutach czuję w moim gardle rozlewającą
się ciecz. Po raz kolejny zerkam na rozbity
przed sekundą wazon.
-Nie zrobisz tego. -szepce
druga strona mojego umysłu. Przyglądam się błyszczącemu kawałeczkowi szkła,
który jako jedyny ocalał w dość dużych rozmiarach. Przywołując na tapetę myśli
serce Zayna, powód dla którego rozbiłam
wazon sięgam po kawałek "Malikowego
serca" i dając łzom pole do popisu szepce wiązankę słów, które miały
brzmieć jak "Malusi kawałeczek,
który zostawiłam, dzięki Lilly może na nowo pokochać". Zabierając ze
sobą butelkę alkoholu siadam w kącie pokoju i przykładam szkło do nadgarstka.
Jedno szybkie cięcie, wykonane jakoś nieporadnie i cichy jęk wyrywa się z mojej
krtani. Piecze, boli, pali, szczypie- moje myśli kierują się w tym kierunku. Auć.
Trzecie, nie czwarte cięcie boli już tak mocno, że nie mam siły już na nic.
Czuję czyjąś obecność w pokoju, lecz nie podnoszę wzroku. Szampan zaczął już
działać, więc po co mam zwracać na kogokolwiek uwagę?
-To nie jest rozwiązane, do cholery.-
słyszę zdenerwowany głos, którego właściciel zabiera ode mnie prawie pustą
butelkę alkoholu i szkiełko po czym pomaga wstać i usadza mnie na kanapie.
-Chyba Twoją rolą jest opiekowanie się
mną.- śmieje się smutno patrząc w niebieskie tęczówki Louisa. Ten to ma szczęście
albo mdleję mu na rękach, albo katuję swoją skórę szkłem. Lou wzdycha patrząc na
mnie niczym na małe dziecko potrzebujące pomocy, a ja nawet nie mam do niego o
to żalu. Ma rację, to bolesna, ale jakże słuszna prawda. Przełknę ją z
resztkami honoru. -Annie, nie mam pojęcia co za toksyczny związek prowadzisz z
Harrym, ale Zayn cierpi, i choć uważam cię za totalną życiową porażkę, to chcę
dobrze dla chłopaków, zespołu i fanów.- spojrzał na mnie znaczącą i wprost pod
mój nos podał mi czarny notes, zwany pamiętnikiem i czarno-piszący
długopis.-Trzymaj i w ten sposób się wyżyj, ja idę bo chłopcy zaśpiewają beze
mnie.- Odszedł po raz kolejny zostawiając mnie i moje serce na osobności.
Starłam ostatnią łzę spływającą po moim policzku i wyobrażając sobie rozgwieżdżone
niebo zaczęłam pisać:
There’s still a little bit of your
taste in my mouth
There’s still a little bit of you laced with my
doubt
It’s still a little hard to say what’s going on
There’s still a little bit of your ghost, your
witness
There’s still a little bit of your face, I
haven’t kissed
You step a little closer each day
That I can’t say what’s going on
Wciąż jeszcze odrobina Twojego smaku na moich ustach
Wciąż jeszcze odrobina Ciebie przetkana z moimi
wątpliwościami
Wciąż trochę trudno powiedzieć co się dzieje
Wciąż odrobina Twojego ducha, Twojego świadectwa
Wciąż odrobina Twojej twarzy, której nie
pocałowałam
Stąpasz bliżej ku mnie każdego dnia
Tak, że nie mogę powiedzieć co się dzieje
Pamiętam dzień w którym moja przygoda z pisaniem się
zaczęła, miałam trzynaście lat a moja koleżanka z klasy pisała dość popularnego
bloga. Strasznie jej tego zazdrościłam więc sama zaczęłam kreślić coś trzy po
trzy. Na początku był to jakiś rodzaj zabawy, ale kiedy zaczęły się moje
problemy z anoreksją było to pewnym rodzajem odskoczni od rzeczywistości,
problemów z którymi na każdym kroku walczyłam, wyczerpując resztki sił.
Stones taught me to fly
Love taught me to lie
Life taught me to die
So It’s not hard to fall
When you float like a cannonball
Kamienie nauczyły mnie latać
Miłość nauczyła mnie kłamać
Życie nauczyło mnie umierać
Więc nie tak trudno upaść
Gdy unosisz się jak armatnia kula
Pisanie jest dla mnie jedną z ostatnich desek ratunku. Kiedy
tylko jest źle, coś w moim życiu ponownie się psuje sięgam po zeszyt, w którym
aktualnie układam wiązankę słów, przypominającą piosenkę. Znając życie, kiedy
skończę kreślić koślawe literki okaże się, iż zapisane przeze mnie linijki nie
mają sensu- ale to nic, zawsze zostawiam wszystko w moim zeszycie, ten notatnik
jest moim najlepszym przyjacielem, odzwierciedla mnie całą, bez żadnej maski.
Ja cała ja. Nie ma tu miejsca na kłamstwa, fałszywe uczucia czy chociażby
najmniejszą fikcję.
There’s still a little bit of your
song in my ear
There’s still a little bit of your words, I long
to hear
You step a little closer to me
So close that I can´t see what’s going on
Wciąż jeszcze odrobina Twojej piosenki w moim uchu
Wciąż jeszcze odrobina Twoich słów które pragnę
usłyszeć
Przybliżasz się do mnie każdego dnia
Tak blisko że nie widzę co się dzieje
*
Kiedy moja podróż po artystycznej części mojego mózgu dobiegła końca,
uspokoiłam pędzący po policzkach strumień łez i przeczytałam piosenkę jeszcze
raz. Niewątpliwie, była jedną z moich najlepszych, w niektórych momentach,
byłam pod wrażeniem tego, jak bardzo się w niej otworzyłam. Dobrze wiem, że
nadszedł czas zakończyć ten etap mojego życia. Za dużo czasu poświęciłam na
zamykanie wszystkich sercowych spraw, o wiele za dużo. Powinnam zakończyć to z
dniem wyjazdu Zayna, powinnam odmówić przyjechania tutaj po raz kolejny.
Kolejne rzeczy, których nie zrobiłam, a które wyszłyby mi na dobre. No dobrze,
czyli piosenka wkracza ze mną w początek końca. Hoho! Co za poetyckie
określenie! Piosenka odwaliła za mnie duży kawał wstępu do otworzenia nowego
rozdziału w moim nędznym życiu, a więc teraz wezmę sprawy w swoje ręce.
Zamknęłam zeszyt pełen wspomnień i chcąc schować go powrotem torebki zauważyłam
wypadającą z niego kartkę, lub jak mogłam stwierdzić po sekundzie- zdjęcie.
Zdjęcie przedstawiające dwie złączone dłonie. Na samą myśl o związanym z nim
wspomnieniach uśmiechnęłam się. Doskonalę pamiętam genezę jego powstania.
Był
ostatni dzień lata, razem z Zaynem siedzieliśmy na plaży wpatrując się w
gwiazdy. Wtuleni w siebie, ja on i szumiące morze przed nami. Pamiętam zachwyt
w jego oczach, gdy księżyc powoli wzbijał się w górę. To niewątpliwie był
najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek mogłam zaobserwować. Wyglądał
przesłodko, z tymi dużymi oczami, buzią tworzącą małe kółeczko ze zdziwienia i
potarganymi przez bryzę włosami. Kiedy oboje zaczynaliśmy robić się senni, Zayn
wyjął aparat polaroidowy i pstryknął nam ostatnią wakacyjną fotkę. Pamiętam
jego śmiech, kiedy powiedziałam, że ma mi się podpisać, żebym mogła sprzedać
jego autograf i kupić sobie bilet na lot do Londynu. I wiecie co wam powiem?
Podpisał mi to zdjęcie. Jakby chcąc się upewnić, czy umysł mnie nie myli
przekręciłam zdjęcie na drugą stronę i po raz pierwszy od długiego czasu spojrzałam
z uśmiechem na dedykację. Tak, kościotrup z sercem na wierchu pomimo upływu
czasu trzymał się bardzo dobrze.
Zaśmiałam się cicho i kładąc zdjęcie na kartce
z tekstem piosenki pozostawionej dla Zayna udałam się do wyjścia. Naprawdę to
koniec, dałam radę i zakończyłam to w dość dobry sposób. Poczułam się o wiele
lepiej, myśląc o tym, iż teraz od początku rozpocznę pisanie historii swojego
życia.
*
Chodziłam po zapomnianych uliczkach Londynu słuchając w
kółko piosenki Ed’a Sheerana This City. Nuta od razu podbiła moje serce i
uzależniła mój umysł. Moje beztroskie myśli coraz bardziej poprawiały mi humor.
Nie zamierzałam zastanawiać się co będzie jutro, czy to co udało mi się dziś
zbudować pryśnie jak bańka mydlana czy może pozostanie na długi okres. Najważniejsza dla nie była ta chwila, moment
w którym nagle wszytko co zaprzątało moją głowę ulotniło się. Jedyne czego
żałowałam to czerwone kreski na moim przedramieniu, głupi błąd nie do
naprawienia. Przyglądałam się z zaciekawieniem lampom ulicznym, które powoli
budziły się do życia, czasami to jak funkcjonował ten świat strasznie mnie
ciekawiło. Pędząc ślepo w tęsknotę i niespełnione uczucia straciłam poczucie
piękna otaczającego mnie świata. To wszystko co mogłam tu zaobserwować cieszyło
oczy i jak nigdy nic podnosiło mnie na duchu- tak właśnie działał na mnie
Londyn i jego uroki. Moja chwila uniesienia mogłaby trwać wiecznie gdyby nie
wibrujący w kieszeni telefon, którego tak bardzo nie chciałam odbierać.
Szukając urządzenie gdzieś pomiędzy wszystkim pierdołami mojej torebki
zwróciłam uwagę na małego Samsunga, znajdującego się w mojej torebce- pamiętny
telefon Zayna, który znalazłam wczoraj. Kompletnie o tym zapomniałam.
Przypominając sobie o dzwoniącym telefonie pośpiesznie zdjęłam słuchawki i
nacisnęłam zieloną słuchawkę nie zwracając uwagi kto dzwoni.
-Tak słucham?- odezwałam się w ogóle nie myśląc o języku
angielskim.
-What?...
Annie? Is that you? (Co?... Annie? Czy to ty?) -
usłyszałam drżący głos po drugiej stronie, cholera Zayn.
-Hi. Yes,
it’s Annie here. What happened? (Cześć. Tak to ja. Coś się stało?)-
zapytałam przypominając sobie w jakim języku mówi większość moich znajomych.
-Jeszcze się pytasz?!- usłyszałam krzyk mulata. Matko,
naprawdę, naprawdę, naprawdę to musiało przytrafić się mi? Przez pół godziny
jest dobrze, znajduję odwagę by zmierzyć się z rozpoczęciem nowego rozdziału,
ale nie jest mi to dane.-Co to wszystko ma znaczyć?! Chcesz mnie zostawić?!
Teraz kiedy cię odnalazłem?
-Zay… Wiem to nie jest łatwe, lecz…- zaczęłam mówić z intencjom
wyjaśnienia mu mojego toku myślenia ale jak zawsze nie było mi dane dojść do
słowa.
-Za piętnaście minut widzę cię w Starbucksie przy Tottenham
Court Street.
*
I tak oto znalazłam się w kawiarni popijając Vanilia Latte,
czekając na Zayna, który jak zawsze się spóźniał. Czas bez niego bardzo umiliło
mi rytmiczne bębnienie palców o blat stołu. Było grubo po dziewiętnastej kiedy
chłopak zjawił się w drzwiach budynku i zajął miejsce obok nie. Podsunęłam mu
kubek Carmel frappuccino i wpatrywałam się w niego zacięcie. Mulat upił łyka, a
gdy ciepła ciecz rozlałą się po jego przełyku, westchnął satysfakcjonująco i
zaczął mówić.
-Annie, nie chcę rezygnować z kontaktu między Tobą a mną.
Jesteś naprawdę ważna dla mnie i…- zrobił znaczącą przerwę i spojrzał prosto na
mnie- po prostu nie chcę cię tracić. Wiem, nie uda nam się odbudować tego co
było ale… przynajmniej pozwól mi się z Tobą przyjaźnić. Dobrze?- uśmiechnął się
do mnie niepewnie, odwzajemniłam to. Przyjaźń z Malikem nie będzie taka zła,
prawda?- Oj, chodź tu do mnie sweety!- zaśmiał się rozkładając szeroko ramiona.
Podeszłam do niego i wtulając się w jego pierś uśmiechnęłam się szeroko. Tak,
to jest życie.
Godzina 00:30
Nocny Klub, After Party TMH Tour
Londyn
Z Niallem u boku popijałam kolejnego drinka. W głowie nieźle
mi już szumiało, lecz jak szaleć, to szaleć- nie stawiałam sobie żadnych
ograniczeń. W głośnikach dudnił kolejny bass Skrillex’a, który potęgował
uczucie w mojej głowie. Nie miałam ochoty szaleć to Dubstepu, to po prostu nie
było dla mnie, wolałam coś mniej przeszywającego głowę na wskroś, jak David
Guetta lub Calvin Harris. Niall bełkotał do mnie wiązankę niezrozumiałych słów
(nie, tu raczej nie chodziło o jego nasilony Irlandzki akcent, postawiłabym na
ilość alkoholu w jego krwi) kiedy zobaczyłam Stylesa, przytwierdzającego jakąś
blondynkę do ściany. O nie, błagam. Dobrze znane uczucie, które rozlało się po
moim wnętrzu wzbudziło we mnie dziwne obawy. Okej, zawsze byłam zazdrośnicą,
ale jeśli chodzi o przedmioty materialne lub… osoby które kochałam. No właśnie ko-cha-łam! Boże, Anastazja błagam cię weź się w garść bo zaczynasz
zaprzeczać sama sobie, jeszcze godzinę temu rozmawiałaś z kręconym mówiąc mu,
że to było tylko jednorazowe a teraz kipisz z wściekłości i zazdrości bo ma
ochotę na inną. Tak, dopiero teraz doszedł do mnie fakt, iż wpiłam za dużo i
mój mózg płata mi figle. Może czas wejść na parkiet? Mrugnęłam do blondyna
siedzącego po mojej prawicy i wymamrotałam coś co miało przypominać ,,Chodź, idziemy potańczyć’’ i wstałam z
barowego krzesełka. Rozejrzałam się wokół szukając choć skrawka wolnej
przestrzeni dla mnie i Irlandczyka, ale nawet w najdalszym koncie sali nie
mogłam nic dostrzec. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na blondyna, który
powtarzając mój ruch znów usiadł za barem i zamówił kolejną kolejkę procentów.
Tylko, że ja nie miałam już najmniejszej ochoty na picie i jak druga
,,trzeźwiejsza’’ część mnie mogła się domyślić udałam się w stronę Harrego.
Zazdrość z mieszanką alkoholu buzowała we mnie ale nie dbałam o to, znając
życie rano kiedy się obudzę nie będę nic pamiętać- on zresztą też nie, a więc
dlaczego miałabym nie spróbować? Krótką podróż w stronę kręconego przerwała mi
głucha cisza pomiędzy piosenkami. Spojrzałam pytająco na Dj. No tak, Malik
wziął sprawę w swoje ręce i rzucając w moją stronę mikrofon puścił piosenkę
Jessie J Domino. Idioci, wszędzie idioci. Sam lepiej śpiewa, ale to ja z moim
‘’cudownym’’ głosem mam zastąpić wokalistkę. No jasne! Czemu nie!
-I'm feeling sexy and free- wypiałam do mikrofonu budząc zainteresowanie uczestników
imprezy. O tak, Stylesowi pójdzie w pięty. Zarzuciwszy włosy na prawą stronę,
ułożyłam rękę na biodrze. Tak, mam go w kieszeni.- Like glitter's raining on me You're like a shot of pure gold I think I'm 'bout to explode- zmysłowym krokiem, wolniutko podążałam w stronę bruneta,
oczywiście nie oszczędziłam mu wymownych spojrzeń w których, jak wiadomo byłam
ekspertem.- Don't you know...you spin me out of control… We can do this all
night…- puściłam w stronę Harrgo perskie oczko i wyginając swoje ciało w
rytm muzyki śpiewałam dalej- Turn this club, skin tight…Baby come on!- charakterystycznym ruchem palca wskazałam na loczka i
nakazałam mu zbliżyć się do mnie. Śpiewałam i śpiewałam powodując, iż Harry z
każdą minutą pragnął mnie mocniej. Nie powiem, było to całkiem
satysfakcjonujące. Zainteresowanie moją osobą urosło do ogromnych rozmiarów.
Spojrzałam w kierunku konsoli Dj’a szukając jakiejś pomocy ze strony Zayna,
lecz chłopak wzruszył tylko ramionami i głową wskazał na stojący nieopodal
wybieg, przygotowany na jutrzejszy pokaz mody. Zaśmiałam się cicho i podążając
w stronę wyznaczonego miejsca nie szczędziłam wywijania moim tyłem. Znajdując
się już na podwyższeniu zobaczyłam, że pięciu chłopaków z ekipy suportu One
Direction wymyśliło własny układ do mojego popisu muzycznego. Ha! To mi się
podoba, profesjonalizm. Oczywiście, ja jak to ja musiałam coś tak wspaniałego
na koniec spierniczyć. Tym razem padło na złamany obcas. No cóż jednak nic nie
wychodzi idealnie. Przyjęłam wszystkie oklaski z rozpierającą dumą i
odwróciwszy się do moich tancerzy uśmiechnęłam się do nich promiennie, okazując
swoją wdzięczność. Gdy tylko kuśtykając zeszłam ze sceny poczułam męskie dłonie
na moich ramionach, usiłujące przycisnąć mnie do ściany. Och, Harry był taki
przewidywalny. Loczek po osiągnięciu swojego celu już chciał zmiażdżyć moje
usta w pocałunku gdy zaśmiałam się seksownie i odpychając go ruszyłam na
parkiet. Oto jest zabawa!
*
Wybiegłam przez tylne drzwi klubu w którym
odbywała się impreza zespołu. Jakaś tajemnicza moc muzyki była po mojej stronie
ponieważ zza drzwi dobiegła mnie piosenka Ellie
Goulding Figure 8. Boże, doskonale wiedziałam jaką Harry ma opinię:
kobieciarz, podrywacz, flirciarz, kłamca... A jednak uwierzyłam w każde jego
najmniejsze słowo. Jedno zdanie czystej prawdy bolało mnie gdzieś w środku.
Sprzedałam się za choć odrobinę udawanego uczucia, pseudo gorącej miłości do
mnie. Manipulował mną, moimi uczuciami, i wszystkimi poprzednimi, które
usłyszały te same słowa. Zawsze, bez wyjątków, chodziło mu o tą niebieskooką
dziewczynę z klubu, którą jest Lilly... Byłam cholernym kluczem do jej osoby.
Wyjęłam z kieszeni pochwyconej z jakiegoś krzesełka kurtki paczkę papierosów i
odpaliłam jednego. Kiedy wreszcie nauczę się czegoś? W kółko i w kółko
powtarzam te same błędy, które zadają ból nie do zapomnienia. Opierając się o
coś przypominającego ogrodzenie usiadłam na zimnej ziemi. Jedna łza przywitała
mój policzek. Nie, nie chciałam płakać przez tego idiotę. To wszystko mnie
przerastało. Uczucia rozszarpywały moją postać, jak kruchą figurką. Nie mogłam
liczyć na żadną pomoc, byłam tu sama- ja i moje uczucia.
-And
I need you more than i can Take (I potrzebuję cię mocniej, niż mogę znieść)-
Usłyszałam wyśpiewane przez Ellie słowa, z którymi bezsprzeczne musiałam się
zgodzić. Dopiero teraz moje rozgrzane ciało poczuło chłód powietrza, które
spowodowało gęsią skórkę. Choć powoli zaczynałam zamarzać, nie zamierzałam
wracać do środka. Myśl jak cichy zabójca przeszyła moją głowę: Zaynateż
cierpiał przecież on i Lilly, coś między nimi było. Boże, wizja Lilian i Zayna
w pocałunku miała wystarczająco dużą móc by mnie zabić. Nieświadomie, jakby
chcąc poczuć resztę jego smaku, dotknęłam swoich ust. Słodkie, miękkie wargi
Malika... Pocałunki, które były tak magiczne, przepełnione miłością, delikatną
walką. Jego duże, męskie dłonie na moim ciele. Zamknęłam oczy myśląc o tym
uczuciu, które pomiędzy nam było. Sposób w jaki odgarniał włosy z mojego czoła.
Czułe ramiona kołyszące mnie do snu. Przygryzłam wargę, brnąc zacięcie w tym
samym kierunku. Noce, nasze nagie ciała bez chociażby milimetra przerwy. Cichy
jęk wyrwał się z mojego gardła. Matko, marzenie o Zaynie tak mocno mnie
podnieciła... Tak bardzo chciałabym być blisko niego. Oddałabym wszystko, żeby
znów z nim być. Otworzyłam delikatnie zapłakane oczy i widok który odnotował
mój mózg powalił mnie na kolana. Zayn stał naprzeciwko śmiejąc się ze mnie.
-Widzę, że erotyczne myśli o Harrym są
bardzooo szczegółowe?- uśmiechnął się i usiadł obok mnie, chwytając leżącą przy
mnie paczkę papierosów.- Nie wstydź się, fantazje są dobre.- kpił sobie ze
mnie, a mi się to podobało, naprawdę.-A co do Hazzy i Lilly...-spojrzał na mnie
wymownie odpalając papierosa-Nie przejmuj się, znajdziesz ktoś lepszego.-
puścił do mnie oczko i chciał już wstawać, kiedy powstrzymałam go żelaznym
pocałunkiem. Usidławszy okrakiem na jego kolanach ujęłam delikatnie twarz
mulata przyciągając go bliżej siebie. Chłopak nie zareagował, bolało mnie to
ale nie poddawałam się, cały czas ciężko pracowałam wargami ale on nawet nie
objął mnie w tali. Myśl o tym, że jego uczucie już dawno wyparowało sprowadziła
mnie na ziemię. Połykając gorzkie łzy podniosłam się i pobiegłam w stronę
ulicy. Jeszcze nigdy nie poczułam się tak strasznie, nigdy przenigdy nie
chciałam być jedną z dziewczyn, która bawi się uczuciami, a później sama
zostaje odrzucona. Obecność Zayna tak bardzo mnie zaczarowała, iż nawet nie
zauważyłam kiedy zaczęło padać. Świetnie, teraz czuję się jak w taniej komedii
romantycznej. Deszcz jest taki oklepany. Chociaż matka natura mogłaby być po
mojej stronie. Biegłam dalej co jakiś czas przecierając zapłakaną twarz. Mokre
włosy strąkami opadły na przemoczoną co do nitki kurtkę. Krople deszczu
mieszały się ze łzami i resztkami makijażu. Czułam się beznadziejnie, jakby
wszystko co w moim sercu miało sens skończyło się razem z odrzuceniem jedynej
ważnej osoby w moim życiu. Powoli zaczynało mi brakować sił do dalszej drogi, a
także łez do wyrzucenia z siebie wszystkich emocji. Zayn na pewno był
szczęśliwy z Perrie, Lilly z Harry (który zapewnie w tym momencie doprowadzał
ją do granic rozkoszy), nawet Liam był z Danielle, a ja zostałam sama, jak
palec lub jak to się mówi. Oparłam się o pobliską latarnie, by zaczerpnąć
trochę powietrza. Byłam w obcej dzielnicy Londynu o trzeciej w nocy, bez
jakiejkolwiek możliwości skontaktowania się z kimkolwiek. Zasłużyłam sobie na
to, na każdy zadany mi dziś ból, wiem. Rozejrzałam się wokół by namierzyć
jakieś schronienie, cokolwiek nawet jakiś kawałek daszku. Ale nic takiego nie
znajdowało się w pobliżu, pustkowie. Jestem ciekawa jak dostanę się do centrum
Londynu, skoro wszystko co widzę to świecąca pustakami droga, której chyba już
nikt nie używa, i stare kamienice. Zaczęłam panikować, okej udawane uczucie
Harrego- zasłużyłam. Odrzucenie Zayna- zasłużyłam… No ale no samotne stanie na
jakimś pustkowiu, było lekką przesadą, a może nie? Może wyrządziłam już tak
dużo krzywd, że nawet to nie mogło pokryć szkód? Stałam coraz bardziej
odczuwając chłód nocy, samotnej nocy spędzonej gdzieś w niemiłej dzielnicy
Londynu.
*
Świtało kiedy usłyszałam warkot silnika
nadjeżdżającego samochodu. Wreszcie ktokolwiek pojawił się
na horyzoncie. Myśl o ciepłym wnętrzu
samochodu sprawiła, że uśmiechnęłam się szeroko wymachując rękami. Kierowca
musi mnie zobaczyć, to chyba moja ostatnia szansa na powrót do centrum. Ku
mojej pociesze czerwone ferrari zaczęło zwalniać, aż całkowicie zatrzymało się
kilka metrów ode mnie. Kierowca uchylił szybę i zapytał czy mógłby mi w czymś
pomóc.
-Tak, bardzo proszę.- uśmiechnęłam się do
mężczyzny w średnim wieku- Nazywam się Anastazja i zgubiłam się tutaj zeszłej
nocy, niestety nie wzięłam telefonu więc nawet nie mam z kim się skontaktować. Mógłby pan podrzucić
mnie przynajmniej na jakąś stację metra?- posłałam mu błagający uśmiech i
chwile później znalazłam się w ciepłym samochodzie. Rozglądałam się po bogatym
wnętrzu samochodu z podziwem, skórzane siedzenia, mały telewizor, wbudowane
głośniki, jednym słowem mężczyzna musiał być naprawdę bogaty. Podziwiałam
przyrodę, której zielone plamy rozmazywały się przed moimi oczami, nie zważałam
na obecność mężczyzny, który co chwila podśpiewywał piosenki lecące w radiu. Na
zegarku samochodu kontem oka zauważyłam, że właśnie wybiła szósta rano- wiem,
to dziwne ale miałam ochotę posłuchać wiadomości, muszę przyznać interesowałam
się trochę polityką i światem.
-Przepraszam, mógłby pan przełączyć na BBC
Radio? Zależy mi na wysłuchaniu wiadomości.- posłałam ciepły uśmiech w stronę
kierowcy i po chwili wsłuchiwałam się w ciepły głos dziennikarki radiowej.
Mówili coś o Stanach Zjednoczonych, muzycznym debiucie Little Mix- w sumie nic
co by mnie zainteresowało. I wtedy to usłyszałam, usłyszałam poważny ton
prezenterki mówiącej ,,Po ulicach Londyn czerwonym ferrari krążył podejrzany o
molestowanie nieletnich…’’- mężczyzna szybko wyłączył radio i przyspieszając do
200 km/h. Sparaliżowało mnie, moje serce przestało bić by za chwilę dudnić w
piersi jak oszalałe.
-Wypuść mnie!- wrzasnęłam zaciskając ręce
na siedzeniu. Określenie ,,bałam się’’ nie wystarczało, ja byłam przerażona. Co
teraz ze mną będzie? Zgwałci mnie? Porwie? Zabije? Łzy zbierały się w moich
oczach, nie pozwolę sobie na płacz, przecież co on sobie pomyśli?- Wypuść mnie
do cholery!- krzyknęłam jeszcze raz, trzęsąc się ze strachu. Wizja mojej
najbliższej przyszłości spowodowała mroczki przed oczami. Zamknęłam oczy ze strachu, samochód ciągle
przyśpieszał, a ja nie mogłam nic na to poradzić. I wtedy to się stało. Głośny
huk rozległ się w mojej głowie. Ból przeszywający mnie całą zabrał mój umysł
gdzieś daleko, w inny wymiar. Zemdlałam.
Świetny rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńaaa świetnie świetnie dziewczyny! wpadłam tu przypadkiem wczoraj i przeczytałam wszystko :D jestem pod wrażeniem na prawdę !Lily muuuuusi być z Harrym! Tylko niech on już nie będzie takim dupkiem no błagam :o wciągnęłam się na prawdę w to opowiadanie, i straaaasznie podoba mi się to że rozdziały są takie długie!:D oto chodzi. dodaje was do ulubionych i oczywiscie czekam na kolejny rozdział! ;) buziaki
OdpowiedzUsuńwishmeyourself.blogspot.com [zapraszam]
Świetny!
OdpowiedzUsuńAwww co dopiero trafiłam na tego bloga i po prostu się zakochałam
OdpowiedzUsuńOMG kochaam twj blogaaa *.* A ten rozdziaał jest po prostuu cudnyy ;33 Mam nadzieje że następny rozdział pojawi się wkrótce ;*
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga <
OdpowiedzUsuńUwielbiam go czytać, nie mogę się doczekać następnego :*
życzę weny xd