niedziela, 24 marca 2013

Niespodzianka!

Witamy Kochani! c: Niestety w tym tygodniu z powodu obrażonej na mnie (Monika) weny rozdziału nie będzie lecz obiecuje, że jeśli tylko coś mnie zainspiruje to dodam w tempie natychmiastowym. c:
A teraz pewnie chcecie wiedzieć co to za niespodzianka, a więc razem z Karoliną przedstawiamy Wam pierwszy (lecz nie jedyny) zwiastun bloga brytyjskie-uczucia!

http://www.youtube.com/watch?v=D7K1NOUaWMc&feature=youtube_gdata_player

piątek, 15 marca 2013

{005} Początek czegoś nowego

Lilian
-Tak cienko? Przynieście wódkę.- po tej wypowiedzi wszyscy wbili we mnie swoje rozszerzone ze zdziwienia gały. Nawet Louis oderwał swój wzrok od wyświetlacza telefonu.
-No co? Ja po prostu nie bawię się w kolorowy alkohol to nie dla mnie. Ale jeśli tak bardzo chcecie wypiję sama. Weźcie pół litra.
-I ty to niby wszystko w siebie wlejesz?- czuję na sobie kpiące spojrzenie Harrego.
-Nie chciałam tylko przyjrzeć się z bliska butelce.- mówię przewracając oczami.
-Doprawdy inspirujące zajęcie.- do rozmowy włącza się blondyn.
-To był sarkazm głupku- patrzę na niego udawanym złowrogim spojrzeniem, pod presją którego chłopak przesuwa się w stronę Ann- Oj żartuję, żartuję. Chodź Horan idziemy po procenty.
*
Ocierające się o siebie spocone od nadmiaru wrażeń ciała i wręcz namacalna unosząca się w powietrzu adrenalina wymieszana z pożądaniem. Taniec, czynnik potrzebny do życia w takiej samej mierze jak tlen. Niesamowite chwile, w których nie dręczą mnie żadne pytania. Jestem tylko ja i muzyka w rytm której wygina się moja sylwetka. Czuję, że tracę kontrole, brakuję mi tchu, a jednak nie przestaję. Nie przejmuję się nawet silnym bólem, wręcz przeciwnie sprawia mi on cholerną satysfakcję. Jestem zadowolona z siebie, z tego że życie daje  mi momenty w których mogę zapomnieć o codziennych problemach. I nagle wszystko znika. Z transu wyrywają mnie dwie duże dłonie, które bezkarnie urządziły sobie spacer po mojej talii, zatrzymując się na moich biodrach. Wkurzona za przerwanie mi tej niesamowitej sytuacji,  z rozmachem odwróciłam się w stronę sprawcy, tym samym stając twarzą w twarz z Malikiem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Zayn już dawno leżałby na ziemi błagając o litość. Otworzyłam usta chcąc nawtykać mu jaki to on nie jest, jednak mulat jakimiś cudem  przewidział mój zamiar  i uciszył mnie przykładając palec do moich warg.
-Proszę cię Lilly pomóż.- powiedział, a raczej wykrzyczał, nie musiał się martwić, że ktoś nas usłyszy w końcu ilość decybeli w pomieszczeniu ze trzy razy przekraczała normę.
- Spróbuję jeśli byłbyś tak łaskaw, aby wytłumaczyć o co chodzi?- uniosłam jedną brew do góry. Na moje pytanie kiwnął głowę w stronę naszego stolika. Dyskretnie rzuciłam na niego okiem. Wszyscy siedzący przy nim włącznie z Anastazją, siedząca na kolanach Harrego, wpatrywali się w nas jakbyśmy byli czymś co ma się okazję zobaczyć tylko raz w życiu. 
- Chcesz wzbudzić zazdrość?- spojrzałam na niego zadziornie jednocześnie zmniejszając  odległość dzielącą nasze sylwetki do minimum. Czarnowłosy uznał mój gest za odpowiedź twierdzącą, zresztą słusznie. Przyznam szczerze, że pomysł przypadł mi do gustu jednak moje przemyślenia odlatują w niepamięć, ponieważ taniec z Malikiem staje się zmysłowy wręcz dziki. Powoli nasze usta tez odnajdują do siebie drogę, a przestrzeń między nimi staje się minimalna tak jak pomiędzy ciałami. Już mam go pocałować kiedy to do akcji wkracza już nieźle wstawiona, ta blondyna Perrie- Odwal się od mojego chłopaka, on jest mój bejbe, nie masz u niego szans- spojrzałam na nią zdziwiona.
- Gdybyś miała za grosz kultury to chociaż byś przeprosiła bo jak widzisz to nam przeszkodziłaś. A może się mylę i ty po prostu masz problemy ze wzrokiem? Harry powinien polecić ci dobrego okulistę. A po za tym nikt nie zmuszał Zayna  do tańczenia ze mną, więc nie pogrążaj się skarbie dobrze ci radzę, ze mną nie wygrasz żadnej bitwy. Dobrze mówię kochanie?- uśmiechnęłam się do chłopaka - Może dokończymy to co niestety nam przerwano w bardziej ustronnym miejscu- oblizałam wargi i posłałam całusa w jego stronę co bardzo wkurzyło naszą małą bezbronną blondyneczkę. Czarnowłosy się nie odzywał, więc sama przejęłam inicjatywę. Złapałam go za rękę i ruszyłam do tylnych drzwi klubu. 
*
Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy. Po takiej zaprawie przestało być już dla mnie inspirujące  ile to kieliszków wódki wypiłam, więc po prostu przestałam liczyć. Wiem tylko że czułam się wolna. Czułam że mogę zrobić wszystko. Zaczęłam od tańca z Niallerem później przyszła kolej na Liama a na koniec Louis. Odstawiał jakieś dzikie pląsy. Lecz zważając na to ile alkoholu płynęło w moich żyłach, ani trochę mi to nie przeszkadzało.
*
Jak szaleć, to szaleć. To że zrobię z siebie, nie owijając w bawełnę, panienkę spod latarni przestało mi przeszkadzać. Nie wiele myśląc, no dobra nie oszukując samej siebie w ogóle nie myśląc, weszłam na długą podłużną ladę otoczoną jakimś niewyżytymi napalonymi osobnikami płci przeciwnej. Ledwie zdążyłam przejść się kawałek, a już jeden klepnął mnie w tyłek. Na co się tylko zaśmiałam i nie przerywając mojego seksownego pochodu zaczęłam podciągać podkoszulek do góry. Owacje mężczyzn wzrosły ale nie nacieszyli się zbyt długo ,ponieważ po dosłownie sekundzie od tego incydentu zostałam ściągnięta z owego stołu. Pewnie zastanawiacie się przez kogo? Też bym się zastanawiała gdyby nie  szept. Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Pewnie już się domyślacie o kogo mi chodzi? Tak to ON. Znowu ON. Przyznam, że tym razem jak najbardziej mi się to podoba.- Chyba starczy ci już na dzisiaj- zaśmiał się dźwięcznie wprost do mojego ucha.
-Z nimi być może, jednak z tobą jeszcze nie skończyłam- posłałam mu  porozumiewawczy uśmiech.
-Co masz na myśli?- uniósł do góry brwi. Popatrzyłam na niego pobłażliwie wypowiadając zadziwiające słowo.- Chyba za dużo dzisiaj wypiłaś, przypomnę ci ze jeszcze rano mnie nienawidziłaś.- spojrzał mi prosto w oczy. Rękę bym dala sobie uciąć że w tej chwili w jego tęczówkach ujrzałam wybuchające iskierki  , które można by było porównać do dwóch rozżarzonych ogników. Jednak nie miałam czasu na zastanawianie się co mogą one oznaczać ,ponieważ chłopak wpił się w moje wargi niczym wygłodniały wilk.  Tyle na to czekałam i tak bardzo za tym tęskniłam. Ale teraz gdy wreszcie dostałam tego czego pragnęłam od tak dawna, nie wiedziałam co mam robić i dosłownie i w przenośni. Stałam tam niczym słup soli, bojąc się wykonać nawet najmniejszego ruchu. Szczerze mówiąc to nie wiem czemu ogarnęło mnie przerażenie, przerażenie a może to jednak było zaskoczenie. Uznajmy że telepię się pomiędzy dwoma odległymi, odległymi, a może tak bliskimi światami. O to jest pytanie, na które wam nie odpowiem, ponieważ ktoś sprowadził mnie na ziemię, ktoś a może raczej coś? W najdokładniejszych detalach coś co należy do kogoś. Kończąc zagadki. Chłopak przejechał koniuszkiem języka po mojej górnej wardze co wprawiło mnie w stan pobudzenia. Natychmiastowo stałam się zdolna do pracy, zarówno ja jak i mój narząd smaku. Mogłabym powiedzieć, że nasz pocałunek to przepiękna historia, niesamowity taniec czy też początek czegoś pięknego, ale nie mam zamiaru rozwodzić się nad jego słodyczą, ponieważ wszystkie te błahe opisy zdominowała namiętność w czystej postaci.  Było to walka porównywalna do drugiej wojny światowej, walka która mogła rozpętać to trzecią. Wybuchowa, pożądliwa i pełna ataków. Usta wręcz bolały od siły jaką się nawzajem popisywaliśmy. Chcąc dolać oliwy do ognia dość mocno przygryzałam dolną wargę chłopaka. No i chyba mi się udało, bo chłopak jęknął rozkosznie wprost do mego gardła, mało tego odwdzięczył się pięknym za nadobne kładąc swe dłonie na mych pośladkach, oczywiście nie przerywając bitwy języków jaką toczyliśmy. Zostałam zmuszona, by otoczyć go nogami w biodrach. I takiej oto pozycji rozpoczęliśmy się przemieszczać w bliżej nieokreślonym kierunku. Po chwili wszystko się wyjaśniło ponieważ z wielkim impetem przywaliłam w twarde podłoże.  Styles wykorzystując moją chwilową dezorientację przytwierdził mnie do ściany w taki sposób, iż nie miałam możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nasze ciała zlały się w jedność nie ma jego i mnie jesteśmy my i rzecz jasna nasze usta. Teraz wreszcie w pełni mogłam skupić się na podmiocie mego pożądania. Powinnam tracić siły jednak jakimś cudem w tym momencie ujawniły się  moje ukryte pokłady energii obok, których nie można było przejść obojętnie i trzeba było je należycie wykorzystać. Dlatego też złapałam jego twarz w dłonie i przybliżyłam ją maksymalnie do mojej. Już miałam rozpoczynać prawdziwą zabawę, którą w stanie jest rozegrać tylko Lilian Sanchez, kiedy to kochany Liam raczył przerwać mi kulminacyjny moment naszego zbliżenia oburzonym okrzykiem- Styles na miłość boską zdaje mi się, że miałeś ją bezpiecznie odstawić do domu, a nie usiłować zgwałcić w miejscu publicznym. -wymachiwał rękami jak goryl na haju. Przez co chłopak jak poparzony upuścił mnie i odwrócił się w stronę przyjaciela. Ja niczym się nie przejmując, stanęłam na luzie opierając się o ramię Harrego,  teatralnie przewróciłam oczami i zwróciłam się pogodnym tonem do paranoityka od łyżeczek- Nie dramatyzuj Payne, mi tam się bardzo podobało.- zaśmiałam się wesoło puszczając oczko do  Loczka.
Liam popatrzył na mnie z politowaniem i zaczął wytykać biednemu Haroldowi.- Stary ona jest pod  wpływem. Nie rób sobie nadziei, nie pamięta tego.
Zmarszczyłam brwi w geście niewiedzy.- Może jeśli nie pamiętam to mnie oświecicie i wtajemniczycie?- Harry odwrócił się twarzą do ściany, czy ja wiem jakby był zawstydzony, a może to jednak był smutek?
-Przypominam, że nadal czekam, a śmierci na klubowej podłodze nie planowałam więc…- z przekąsem popatrzyłam się na Payne'a- No co? Ode mnie niczego się nie dowiesz.- widząc mój wzrok podniósł ręce w obronnym geście- Jeśli Harry zdobędzie się na odwagę to na pewno ci powie. A tym czasem idziesz ze mną, nigdy nie wiadomo co mu jeszcze odbije.- uśmiechnął się lekko podając dłoń, jednak Harry zniweczył jego założenia obejmując mnie… czule? Wtf? 
-Możesz być pewny włos jej z głowy nie spadnie, zaopiekuje się nią.
-Mhm… Jasne Styles znam cię, pewnie gdy tylko spuszczę cię z oczu znowu się przylepisz do Lilly.- powiedział z pewnym siebie, troszkę kpiącym uśmieszkiem.
*
Chwiejnym krokiem, z asekurującym mnie przy boku Stylesem wyszłam z klubu na orzeźwiające powietrze . Aż zaciągnęłam się jego świeżością, długo nie pozostawiłam czystej aury, ponieważ już po chwili z kieszeni spodenek wyjęłam ostatniego pogiętego papierosa, którego przypaliłam zapalniczką z różowym wizerunkiem hello kitty. Nie wiem skąd ja ją wytrzasnęłam, ale na jej widok razem z Loczkiem wybuchłam wręcz histerycznym śmiechem.
Gdy wreszcie sięgnęliśmy po rozum do głowy i opanowaliśmy swój psychiczny napad ruszyliśmy w drogę do samochodu Harrego, który na moją niekorzyść znajdował się dwie przecznice od budynku. Znajdując oparcie w chłopaku mogłam spokojnie bez prawdopodobieństwa upadków wreszcie poczuć w płucach dym, który pomoże dotrzeć wszystkim dzisiejszym wiadomościom do mej świadomości. A może jednak nie spokojnie ,lecz marudzeniem upierdliwego Stylesa.
-Koniec żartów Lilian. Oddawaj tą fajkę. - Sięgnął ale go ubiegłam i odsunęłam rękę poza jego zasięg. Jeśli nadal będę wykonywać jakieś dzikie cyrkowe akrobacje, długo nie pociągnę. Ale do rzeczy- Jej, naprawdę myślisz, że dzięki temu co zaszło w klubie możesz mi rozkazywać? I jeszcze do tego wydaje ci się, że cię posłucham. Aleś ty naiwny. Naprawdę tak mi przykro, iż zrujnowałam twe marzenia.- w udawanym geście położyłam rękę na sercu, wzdychając przy tym ironicznie, by wkurzyć go jeszcze bardziej.
- Jak z dzieckiem. Jak z Zaynem. Może teraz jeszcze teraz zaserwujesz mi gadkę o tym, że wiesz co robisz i nie jesteś już małą dziewczynką.- uniósł brwi, i potraktował mnie dawką kpiny która, aż kipiała z jego oczu. 
- Wiesz co ci powiem. Nie paliłabym gdybym nie miała ku temu powodów. A jednak, mam. To, iż nie jesteś w nie wtajemniczony to już zupełnie odrębna historia. Ważne jest to, że cierpię i nie mam już nic. Nic, rozumiesz, nic  jedynie tą cholerną pustkę. Nic poza moim nałogiem, który pozostał mi jeszcze z okresu buntu, wtedy jeszcze miałam rodzinę, okropną bandę tyranów, ale jak to mówią, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. I taka zasadę próbowałam wyznawać. Dotąd, aż każdy co do jednego umarł. Umarli, i razem z nimi umarła moja babcia, jedyna kochająca mnie osoba. Jedyna osoba która kiedykolwiek interesowała się moimi problemami, może nawet nie powinnam mówić o problemach, a o mnie. Dokładnie, był to jedyny człowiek, który zwrócił na mnie uwagę. Więc chcąc mieć choć namiastkę tego co było, zatraciłam się w papierosach. Pewnie trudno ci to pojąć ale daje mi to ukojenie i przywołuję wspomnienia, wspomnienia domu. Może nie najgorszego na świecie ale, z pewnością okropnego. Wyobraź sobie, że wolę mieć cokolwiek, nawet coś przeraźliwie strasznego niż nic, tą cholerną pustkę z którą stykam się nacodzień, odliczając te chwilę gdy mogę zatracić się w przeszłości, przy właśnie takiej niepozornej rzeczy jak papierosy. Wydaję się być śmieszne, a jednak to najszczersza prawda. Świat jest okrutny pełen zgrozy, która za wszelką cenę chce mnie dogonić, a ja wiem że nie mam żadnego planu ucieczki. Zabijam sama siebie próbując być w jakiś sposób szczęśliwsza, ale i tak nijak mi to nie wychodzi.- roztrzęsiona, pełna buzujących emocji, zamknęłam usta, odcinając swój niemiłosiernie drżący głos od świata i zamykając go w najgłębszych zakamarkach swej duszy. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, iż stanęliśmy w miejscu na środku ulicy, a z nieba Bóg zesłał kropelki cieczy, potocznie zwanej deszczem. Jednak najdziwniejsza w tym wszystkim byłą moja postawa. Wtulona w Harrego, niczym bezwładna marionetka zrzędliwego losu. Wargi znajdujące się tuż przy jego uchu, do którego każde słowo mego monologu zostało wyszeptane. Zatraciłam się, zatraciłam się w tej chwili, w niesamowitej woni, którą można było wyczuć tylko przy bardzo bliskim zbliżeniu. Zawładnął mną, mógł teraz bez najmniejszego oporu z mojej strony kierować całym moim ciałem. Kto? Los, czy może chłopak o imieniu Harry? Tego nigdy nie będę do końca pewna, może razem połączyli swoje niezwyciężalne siły? Nie mam pojęcia. W chwili gdy moje wargi łączą się z jego w delikatnym, słodkim pocałunku, nadal nie jestem w stanie tego zidentyfikować. Nie wiem, czy jest to spowodowane moją niewiedzą, czy też całkowitą utartą zmysłów. 

*
Jego wargi miękkie i słodkie. Język zwinny i ognisty. Wybuchowe połączenie, od którego się uzależniłam. Wstyd się przyznać ale Harry stał się moim drugim nałogiem. Działa dokładnie tak samo jak nikotyna zawarta w papierosach. Spróbowałam raz, drugi, za trzecim mnie dopadło. Boże, zmiłuj się! Jego zapach, jego dłonie, jego usta kiedyś doprowadzą mnie do śmierci. Żyję na krawędzi, popadam w obłęd. Mogłabym pozostać na środku ulicy, której nawet nie znam nazwy, byleby tylko w jego ramionach. Ale druga strona medalu nie jest już taka niesamowita. W końcu Styles jeszcze wczoraj robił to z inną, ja jestem po prostu jedną z milionów, nic nie warta stara, wysłużona, popsuta zabawka. Ale coś każe mi zostać, zostać razem z Harrym . Jakiś wewnętrzny głos podpowiada, mi ze jestem wyjątkowa ta jedyna, jedyna w swoim rodzaju. A może to nie wewnętrzny głos tylko słowa wypowiadane przez chłopaka. Zielone tęczówki, studnia nie mająca dna. Paranoja. Miłość. Czym jest miłość? Śmiercią. Śmiercią, której tak bardzo się obawiam. A jednak pozostaje, prawdopodobnie stając się ofiarą, która zostaje wystawiona na pożarcie. Jego malinowe wargi, jego rozpalający do nienaturalnej temperatury ciało, język.
*
Głośny huk wyrwał mnie z głębokiego snu. Nie powiem byłam wkurzona, jednak to brak gruntu pod nogami wzbudził we mnie obawy. Już miałam zmuszać moje powieki to otwarcia się, aby zobaczyć na czym stoję, a właściwie czemu lecę, lecz mój i tak nie oszukujmy się słomiany zapał całkowicie ochłodził ten nieziemski zapach. Wiedziałam, że w ramionach Stylesa jestem bezpieczna. Chociaż cholera go wie, może ja lepiej otworzę te oczy? No i znowu okłamuję sama siebie, czyżbym chciała oszukać przeznaczenie? W sumie to raczej nie za bardzo. Czemu? Przyznam, że można mi to zarzucić- z natury jestem zbyt leniwa.
*
Miękki materac i milutki w dotyku kocyk, którym zostałam przykryta przez Harrego.
-Śpisz, kotku?- zapytał szeptem niemal bezdźwięcznie, delikatnie gładzić moją dłoń kciukiem. Chcąc mieć chwilę wytchnienia, postanowiłam udawać , iż nadal znajduje się w krainie bezgranicznego szczęścia i radości.- To nawet dobrze, jestem pewien, że gdybyś kontaktowała nigdy bym ci tego nie wyznał.- westchnął głośno jakby zbierał się do powiedzenia czegoś naprawdę ciężkiego- Kocham Cię, Lilian. Tak bardzo Cię Kocham, że nawet nie potrafię tego opisać słowami. Żadne porównanie nie pasowałoby do odzwierciedlenia moich uczuć. Kocham cię ponad wszystko góry, morza, oceany, ponad świat. Nigdy o tobie nie zapomnę. Już raz pozwoliłem ci uciec, teraz spróbuję zatrzymać Cię przy sobie.- musnął delikatnie moje wargi. Po czym wstał z łóżka i ruszył jak mniemam do drzwi. Gdy usłyszałam szczęk ich zamknięcia, zdołałam odpowiedzieć - Też Cię kocham Harry.- jednak wtedy było już za późno. Bieg życia pokaże czy popełniłam błąd i okaże się to wielką stratą, cz też słusznym zagraniem. Takie przemyślenia wypływały z mego serca w tym samym czasie co słone łzy, zalewające moje blade policzki.

 Anastazja   
Sparaliżowało mnie. Co robić? Panikować, uciekać, udawać, że nic się nie stało? Wszystkie drogi, które ofiarowało mi w tym momencie życie były bezsensowne. Wybrałam pierwszą opcję, Mulat znajdował się coraz bliżej mnie, a ja idiotycznie wpatrywałam się w jego oczy. Co robić, co robić? Przymykam powieki wyłącznie na sekundę i czuję ostre szarpnięcie w tył. Okej? Czy ktoś do cholery wytłumaczy mi dlaczego chory umysłowo Styles rzucił się na Malika? Zamykam oczy jeszcze raz, nogi nie są w stanie utrzymać masy mojego ciała. Cholera, cholera, cholera. Chyba dopiero wytrzeźwiałam, wreszcie doszły do mnie czyste fakty. Przespałam.się.z.innym.kochając.Malika.całym.sercem. Jedyną rzeczą, która przychodziła mi teraz do głowy to jak bardzo trafne stwierdzenie "O, kurwa". Przez moment poczułam się jak dziwka, lecz w kolejnej sekundzie męska dłoń, która ofiarowała mi przysługę zaprowadzając mnie na backstage. Muszę odzyskać trzeźwość umysłu, powagę sytuacji, którą zgubiłam gdzieś po słowach znaczących tyle co "Kocham cię" w stronę Harrego. Co się ze mną dzieje? Zachowuje się karygodnie, rozstawiam ludzi po kątach- piję, palę, przeklinam tak często, że na placach nie zliczę. Kłócę się ze wszystkimi dookoła, narzucam im swoje zdanie. Cholera, gdzie w tym wszystkim ja? Prawdziwa, miła, zabawna, uczuciowa Anastazja Annie Davis? Prawda jest taka, iż w swoim zakłamanym, toksycznym życiu zgubiłam osobę, którą pokochał na plaży w Chorwacji Zayn. Kim się stałam? Czym jestem do cholery, jeśli nie sobą? Czuję nagle miękką kanapę, co się dzieje? Masuję pulsujące skronie, za dużo emocji we mnie- nierozpoznanych uczuć. Coś pomiędzy wstydem, złością a miłością. W tej chwili jestem ulotną mgłą uczuć. Gdzieś wokół mnie słyszę delikatny, zmartwiony głos. Dlaczego mój umysł nie jest w stanie go rozpoznać? Wir, bolących myśli zabiera mnie z powierzchni Ziemi i targa mną gdzieś ponad gwiazdami.
Gdzie jestem?
Kim jestem?
Co się dzieje? 
 Świat zamienia się w wielki, pochłaniający mnie ocean, dlaczego nie umiem pływać? Pomocy, ratujcie mnie proszę... Przelać myśli, uczucia na papier... Na papier jak zawsze. Ból pragnę bólu, zapomnieć. 
-Kartka... Długopis.- szepce nadal oderwana od rzeczywistości. Nieprzytomnie z torebki wyjmuję duży czarny notes i ulubione, ciemno-piszące pióro. Moje oczy zaczynają widzieć, a uszy słyszeć. Louis. Louis przyprowadził mnie za kulisy, usadził na kanapie i delikatnie masując moje kolano uspokoił skołatane nerwy. Mężczyzna podaje mi kubek wody i wpatruje się we mnie, jakbym była obiektem naukowych badań. Znamy się kilka godzin, lecz jestem ciekawa jakie zdanie sobie o mnie wyrobił. Wariatka? Świr? Chora psychicznie? Niszczącą wszystko? Zagłada zespołu? Wdech i wydech, spokojnie Anastazja... Będzie dobrze. Musi być.
-Annie, muszę iść kontynuować występ. Uspokój się, napij wody niedługo wrócę, trzymaj się dobrze.- słyszę głos najstarszego członka zespołu. Analizuję je przez około pięć minut i nie wiem co robić. Smutek! Tak, czas na smutek.- podpowiada mi umysł którego słucham się niczym idiotka. Płaczę, zalewam się łzami nie wiedząc nawet dlaczego. Do moich uszu dochodzi śpiew zespołu, albo.. Nie, to głos Zayn'a. Mówi coś o utraconej miłości, odchodzącym bezpowrotnie uczuciu i cytuje słowa jakiegoś nie znanego mi wiersza. Zaczynam słyszeć jego melodyjny głos, poprzedzony cichym "Cholera, nadal za Tobą tęsknię". Wytężam zmysły i wsłuchuję się w słowa piosenki:

Lately I've been thinkin', thinkin' 'bout what we had                        
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinkin', to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
And know we won't find a love that's so true.

Ostatnio myślałem, myślałem o tym, co mieliśmy 
Wiem, że to było trudne, to wszystko co wiedzieliśmy, tak
Czy upijałaś się, by zapomnieć o bólu? 
Chciałbym dać Ci wszystko, na co zasługiwałaś 
Bo nigdy nic Cię nie zastąpi 
Nic nie sprawi, że będę czuł się tak jak przy Tobie 
Wiesz, że nie ma tutaj nikogo, do kogo mógłbym się zwrócić 
I wiem, że nie znajdziemy miłości, aż tak prawdziwej

O, nie, nie, nie. Tak bawić to my się nie będziemy Panie Malik. Nie będziesz grał na moich emocjach. Co ja mam napięcie przed miesiączkowe, że emocje buzują we mnie niczym kule w bębnie totolotka?!

Złość.Bezradność.Smutek.Żal.Wstyd.

Podniosłam się z impetem i szarpiąc włosy krążyłam wokół pokoju dając upust mojej frustracji. Zaczęłam krzyczeć, głośno i przeraźliwie wrzeszczeć. Jedno wielkie poczucie winy rozlało się wewnątrz mnie. Czując zawroty głowy od długiego krążenia po garderobie opadłam bezwiednie na podłogę i znów zaczęłam płakać. Siedziałam tam, pozbawiona jakichkolwiek rozsądnych myśli, liczyła się tylko jedna bitwa między mną i sercem, które gdzieś tam jeszcze miało dla kogo bić. Tylko dla kogo? Dlaczego los zawsze wszystko mi utrudnia, miałam nie popadać w bezmyślne związki, obiecałam to sobie. Przegrałam jakąś bitwę, przegrałam któreś z uczuć… Ale bój o moje serce toczył się gdzieś kilka metrów dalej, pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi. Zayn i Harry… Zniszczyłaś, zburzyłaś Zarrego, przyjaciół na mały palec.

Jak chcesz z tym żyć tania dziwko?! No jak do cholery powiedz!? Wykrzycz to. Teraz. Nie trzymaj tego w sobie. W tym momencie.

 -NIENAWIDZĘ SIEBIE ZA TO CO IM ZROBIŁAM!- krzyczę na całe gardło zbijając przy tym duży wazon stojący w rogu pomieszczenia. Większe kawałki szkła depczę, skacze po nich w celu zademonstrowania swojemu umysłowi jak bardzo zraniłam Zayna, a także Harrego z cholerną predyspozycją do szybkiego popadania w uczucie zwane "silniejszym" (nie, nawet pomyślnie nazwy uczucia na "m" przywodzi mi obraz pocałunku z Harrym i romantyczne wieczory z Zaynem). Dlaczego?! Dlaczego znów to powraca, te uczucie rozszywające cię na mikroskopijne kawałeczki. Kątem oka zauważam dwie butelki szampana.

Alkoholiczka. Pieprzona alkoholiczka.

Sięgam po butelkę i siłuje się z korkiem, dopiero po kilku minutach czuję w moim gardle rozlewającą
się ciecz. Po raz kolejny zerkam na rozbity przed sekundą wazon.
 -Nie zrobisz tego. -szepce druga strona mojego umysłu. Przyglądam się błyszczącemu kawałeczkowi szkła, który jako jedyny ocalał w dość dużych rozmiarach. Przywołując na tapetę myśli serce Zayna, powód dla którego rozbiłam  wazon sięgam po kawałek "Malikowego serca" i dając łzom pole do popisu szepce wiązankę słów, które miały brzmieć jak "Malusi kawałeczek, który zostawiłam, dzięki Lilly może na nowo pokochać". Zabierając ze sobą butelkę alkoholu siadam w kącie pokoju i przykładam szkło do nadgarstka. Jedno szybkie cięcie, wykonane jakoś nieporadnie i cichy jęk wyrywa się z mojej krtani. Piecze, boli, pali, szczypie- moje myśli kierują się w tym kierunku. Auć. Trzecie, nie czwarte cięcie boli już tak mocno, że nie mam siły już na nic. Czuję czyjąś obecność w pokoju, lecz nie podnoszę wzroku. Szampan zaczął już działać, więc po co mam zwracać na kogokolwiek uwagę?
-To nie jest rozwiązane, do cholery.- słyszę zdenerwowany głos, którego właściciel zabiera ode mnie prawie pustą butelkę alkoholu i szkiełko po czym pomaga wstać i usadza mnie na kanapie.
-Chyba Twoją rolą jest opiekowanie się mną.- śmieje się smutno patrząc w niebieskie tęczówki Louisa. Ten to ma szczęście albo mdleję mu na rękach, albo katuję swoją skórę szkłem. Lou wzdycha patrząc na mnie niczym na małe dziecko potrzebujące pomocy, a ja nawet nie mam do niego o to żalu. Ma rację, to bolesna, ale jakże słuszna prawda. Przełknę ją z resztkami honoru. -Annie, nie mam pojęcia co za toksyczny związek prowadzisz z Harrym, ale Zayn cierpi, i choć uważam cię za totalną życiową porażkę, to chcę dobrze dla chłopaków, zespołu i fanów.- spojrzał na mnie znaczącą i wprost pod mój nos podał mi czarny notes, zwany pamiętnikiem i czarno-piszący długopis.-Trzymaj i w ten sposób się wyżyj, ja idę bo chłopcy zaśpiewają beze mnie.- Odszedł po raz kolejny zostawiając mnie i moje serce na osobności. Starłam ostatnią łzę spływającą po moim policzku i wyobrażając sobie rozgwieżdżone niebo zaczęłam pisać:

There’s still a little bit of your taste in my mouth
There’s still a little bit of you laced with my doubt
It’s still a little hard to say what’s going on
There’s still a little bit of your ghost, your witness
There’s still a little bit of your face, I haven’t kissed
You step a little closer each day
That I can’t say what’s going on

Wciąż jeszcze odrobina Twojego smaku na moich ustach 
Wciąż jeszcze odrobina Ciebie przetkana z moimi wątpliwościami 
Wciąż trochę trudno powiedzieć co się dzieje 
Wciąż odrobina Twojego ducha, Twojego świadectwa 
Wciąż odrobina Twojej twarzy, której nie pocałowałam 
Stąpasz bliżej ku mnie każdego dnia 
Tak, że nie mogę powiedzieć co się dzieje 

Pamiętam dzień w którym moja przygoda z pisaniem się zaczęła, miałam trzynaście lat a moja koleżanka z klasy pisała dość popularnego bloga. Strasznie jej tego zazdrościłam więc sama zaczęłam kreślić coś trzy po trzy. Na początku był to jakiś rodzaj zabawy, ale kiedy zaczęły się moje problemy z anoreksją było to pewnym rodzajem odskoczni od rzeczywistości, problemów z którymi na każdym kroku walczyłam, wyczerpując resztki sił.

Stones taught me to fly
Love taught me to lie
Life taught me to die
So It’s not hard to fall
When you float like a cannonball

Kamienie nauczyły mnie latać 
Miłość nauczyła mnie kłamać 
Życie nauczyło mnie umierać 
Więc nie tak trudno upaść 
Gdy unosisz się jak armatnia kula 

Pisanie jest dla mnie jedną z ostatnich desek ratunku. Kiedy tylko jest źle, coś w moim życiu ponownie się psuje sięgam po zeszyt, w którym aktualnie układam wiązankę słów, przypominającą piosenkę. Znając życie, kiedy skończę kreślić koślawe literki okaże się, iż zapisane przeze mnie linijki nie mają sensu- ale to nic, zawsze zostawiam wszystko w moim zeszycie, ten notatnik jest moim najlepszym przyjacielem, odzwierciedla mnie całą, bez żadnej maski. Ja cała ja. Nie ma tu miejsca na kłamstwa, fałszywe uczucia czy chociażby najmniejszą fikcję.

There’s still a little bit of your song in my ear
There’s still a little bit of your words, I long to hear
You step a little closer to me
So close that I can´t see what’s going on

Wciąż jeszcze odrobina Twojej piosenki w moim uchu 
Wciąż jeszcze odrobina Twoich słów które pragnę usłyszeć 
Przybliżasz się do mnie każdego dnia 
Tak blisko że nie widzę co się dzieje 

*







Kiedy moja podróż po artystycznej części mojego mózgu dobiegła końca, uspokoiłam pędzący po policzkach strumień łez i przeczytałam piosenkę jeszcze raz. Niewątpliwie, była jedną z moich najlepszych, w niektórych momentach, byłam pod wrażeniem tego, jak bardzo się w niej otworzyłam. Dobrze wiem, że nadszedł czas zakończyć ten etap mojego życia. Za dużo czasu poświęciłam na zamykanie wszystkich sercowych spraw, o wiele za dużo. Powinnam zakończyć to z dniem wyjazdu Zayna, powinnam odmówić przyjechania tutaj po raz kolejny. Kolejne rzeczy, których nie zrobiłam, a które wyszłyby mi na dobre. No dobrze, czyli piosenka wkracza ze mną w początek końca. Hoho! Co za poetyckie określenie! Piosenka odwaliła za mnie duży kawał wstępu do otworzenia nowego rozdziału w moim nędznym życiu, a więc teraz wezmę sprawy w swoje ręce. Zamknęłam zeszyt pełen wspomnień i chcąc schować go powrotem torebki zauważyłam wypadającą z niego kartkę, lub jak mogłam stwierdzić po sekundzie- zdjęcie. Zdjęcie przedstawiające dwie złączone dłonie. Na samą myśl o związanym z nim wspomnieniach uśmiechnęłam się. Doskonalę pamiętam genezę jego powstania.

Był ostatni dzień lata, razem z Zaynem siedzieliśmy na plaży wpatrując się w gwiazdy. Wtuleni w siebie, ja on i szumiące morze przed nami. Pamiętam zachwyt w jego oczach, gdy księżyc powoli wzbijał się w górę. To niewątpliwie był najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek mogłam zaobserwować. Wyglądał przesłodko, z tymi dużymi oczami, buzią tworzącą małe kółeczko ze zdziwienia i potarganymi przez bryzę włosami. Kiedy oboje zaczynaliśmy robić się senni, Zayn wyjął aparat polaroidowy i pstryknął nam ostatnią wakacyjną fotkę. Pamiętam jego śmiech, kiedy powiedziałam, że ma mi się podpisać, żebym mogła sprzedać jego autograf i kupić sobie bilet na lot do Londynu. I wiecie co wam powiem? Podpisał mi to zdjęcie. Jakby chcąc się upewnić, czy umysł mnie nie myli przekręciłam zdjęcie na drugą stronę i po raz pierwszy od długiego czasu spojrzałam z uśmiechem na dedykację. Tak, kościotrup z sercem na wierchu pomimo upływu czasu trzymał się bardzo dobrze.

Zaśmiałam się cicho i kładąc zdjęcie na kartce z tekstem piosenki pozostawionej dla Zayna udałam się do wyjścia. Naprawdę to koniec, dałam radę i zakończyłam to w dość dobry sposób. Poczułam się o wiele lepiej, myśląc o tym, iż teraz od początku rozpocznę pisanie historii swojego życia.  
*
Chodziłam po zapomnianych uliczkach Londynu słuchając w kółko piosenki Ed’a Sheerana This City. Nuta od razu podbiła moje serce i uzależniła mój umysł. Moje beztroskie myśli coraz bardziej poprawiały mi humor. Nie zamierzałam zastanawiać się co będzie jutro, czy to co udało mi się dziś zbudować pryśnie jak bańka mydlana czy może pozostanie na długi okres.  Najważniejsza dla nie była ta chwila, moment w którym nagle wszytko co zaprzątało moją głowę ulotniło się. Jedyne czego żałowałam to czerwone kreski na moim przedramieniu, głupi błąd nie do naprawienia. Przyglądałam się z zaciekawieniem lampom ulicznym, które powoli budziły się do życia, czasami to jak funkcjonował ten świat strasznie mnie ciekawiło. Pędząc ślepo w tęsknotę i niespełnione uczucia straciłam poczucie piękna otaczającego mnie świata. To wszystko co mogłam tu zaobserwować cieszyło oczy i jak nigdy nic podnosiło mnie na duchu- tak właśnie działał na mnie Londyn i jego uroki. Moja chwila uniesienia mogłaby trwać wiecznie gdyby nie wibrujący w kieszeni telefon, którego tak bardzo nie chciałam odbierać. Szukając urządzenie gdzieś pomiędzy wszystkim pierdołami mojej torebki zwróciłam uwagę na małego Samsunga, znajdującego się w mojej torebce- pamiętny telefon Zayna, który znalazłam wczoraj. Kompletnie o tym zapomniałam. Przypominając sobie o dzwoniącym telefonie pośpiesznie zdjęłam słuchawki i nacisnęłam zieloną słuchawkę nie zwracając uwagi kto dzwoni.
-Tak słucham?- odezwałam się w ogóle nie myśląc o języku angielskim.
-What?... Annie? Is that you? (Co?... Annie? Czy to ty?) - usłyszałam drżący głos po drugiej stronie, cholera Zayn.
-Hi. Yes, it’s Annie here. What happened? (Cześć. Tak to ja. Coś się stało?)- zapytałam przypominając sobie w jakim języku mówi większość moich znajomych.
-Jeszcze się pytasz?!- usłyszałam krzyk mulata. Matko, naprawdę, naprawdę, naprawdę to musiało przytrafić się mi? Przez pół godziny jest dobrze, znajduję odwagę by zmierzyć się z rozpoczęciem nowego rozdziału, ale nie jest mi to dane.-Co to wszystko ma znaczyć?! Chcesz mnie zostawić?! Teraz kiedy cię odnalazłem?
-Zay… Wiem to nie jest łatwe, lecz…- zaczęłam mówić z intencjom wyjaśnienia mu mojego toku myślenia ale jak zawsze nie było mi dane dojść do słowa.
-Za piętnaście minut widzę cię w Starbucksie przy Tottenham Court Street.
*
I tak oto znalazłam się w kawiarni popijając Vanilia Latte, czekając na Zayna, który jak zawsze się spóźniał. Czas bez niego bardzo umiliło mi rytmiczne bębnienie palców o blat stołu. Było grubo po dziewiętnastej kiedy chłopak zjawił się w drzwiach budynku i zajął miejsce obok nie. Podsunęłam mu kubek Carmel frappuccino i wpatrywałam się w niego zacięcie. Mulat upił łyka, a gdy ciepła ciecz rozlałą się po jego przełyku, westchnął satysfakcjonująco i zaczął mówić.
-Annie, nie chcę rezygnować z kontaktu między Tobą a mną. Jesteś naprawdę ważna dla mnie i…- zrobił znaczącą przerwę i spojrzał prosto na mnie- po prostu nie chcę cię tracić. Wiem, nie uda nam się odbudować tego co było ale… przynajmniej pozwól mi się z Tobą przyjaźnić. Dobrze?- uśmiechnął się do mnie niepewnie, odwzajemniłam to. Przyjaźń z Malikem nie będzie taka zła, prawda?- Oj, chodź tu do mnie sweety!- zaśmiał się rozkładając szeroko ramiona. Podeszłam do niego i wtulając się w jego pierś uśmiechnęłam się szeroko. Tak, to jest życie.

Godzina 00:30
Nocny Klub, After Party TMH Tour
Londyn
Z Niallem u boku popijałam kolejnego drinka. W głowie nieźle mi już szumiało, lecz jak szaleć, to szaleć- nie stawiałam sobie żadnych ograniczeń. W głośnikach dudnił kolejny bass Skrillex’a, który potęgował uczucie w mojej głowie. Nie miałam ochoty szaleć to Dubstepu, to po prostu nie było dla mnie, wolałam coś mniej przeszywającego głowę na wskroś, jak David Guetta lub Calvin Harris. Niall bełkotał do mnie wiązankę niezrozumiałych słów (nie, tu raczej nie chodziło o jego nasilony Irlandzki akcent, postawiłabym na ilość alkoholu w jego krwi) kiedy zobaczyłam Stylesa, przytwierdzającego jakąś blondynkę do ściany. O nie, błagam. Dobrze znane uczucie, które rozlało się po moim wnętrzu wzbudziło we mnie dziwne obawy. Okej, zawsze byłam zazdrośnicą, ale jeśli chodzi o przedmioty materialne lub… osoby które kochałam. No właśnie ko-cha-łam! Boże, Anastazja błagam cię weź się w garść bo zaczynasz zaprzeczać sama sobie, jeszcze godzinę temu rozmawiałaś z kręconym mówiąc mu, że to było tylko jednorazowe a teraz kipisz z wściekłości i zazdrości bo ma ochotę na inną. Tak, dopiero teraz doszedł do mnie fakt, iż wpiłam za dużo i mój mózg płata mi figle. Może czas wejść na parkiet? Mrugnęłam do blondyna siedzącego po mojej prawicy i wymamrotałam coś co miało przypominać ,,Chodź, idziemy potańczyć’’ i wstałam z barowego krzesełka. Rozejrzałam się wokół szukając choć skrawka wolnej przestrzeni dla mnie i Irlandczyka, ale nawet w najdalszym koncie sali nie mogłam nic dostrzec. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na blondyna, który powtarzając mój ruch znów usiadł za barem i zamówił kolejną kolejkę procentów. Tylko, że ja nie miałam już najmniejszej ochoty na picie i jak druga ,,trzeźwiejsza’’ część mnie mogła się domyślić udałam się w stronę Harrego. Zazdrość z mieszanką alkoholu buzowała we mnie ale nie dbałam o to, znając życie rano kiedy się obudzę nie będę nic pamiętać- on zresztą też nie, a więc dlaczego miałabym nie spróbować? Krótką podróż w stronę kręconego przerwała mi głucha cisza pomiędzy piosenkami. Spojrzałam pytająco na Dj. No tak, Malik wziął sprawę w swoje ręce i rzucając w moją stronę mikrofon puścił piosenkę Jessie J Domino. Idioci, wszędzie idioci. Sam lepiej śpiewa, ale to ja z moim ‘’cudownym’’ głosem mam zastąpić wokalistkę. No jasne! Czemu nie!
-I'm feeling sexy and free- wypiałam do mikrofonu budząc zainteresowanie uczestników imprezy. O tak, Stylesowi pójdzie w pięty. Zarzuciwszy włosy na prawą stronę, ułożyłam rękę na biodrze. Tak, mam go w kieszeni.- Like glitter's raining on me You're like a shot of pure gold I think I'm 'bout to explode- zmysłowym krokiem, wolniutko podążałam w stronę bruneta, oczywiście nie oszczędziłam mu wymownych spojrzeń w których, jak wiadomo byłam ekspertem.- Don't you know...you spin me out of controlWe can do this all night…- puściłam w stronę Harrgo perskie oczko i wyginając swoje ciało w rytm muzyki śpiewałam dalej- Turn this club, skin tight…Baby come on!- charakterystycznym ruchem palca wskazałam na loczka i nakazałam mu zbliżyć się do mnie. Śpiewałam i śpiewałam powodując, iż Harry z każdą minutą pragnął mnie mocniej. Nie powiem, było to całkiem satysfakcjonujące. Zainteresowanie moją osobą urosło do ogromnych rozmiarów. Spojrzałam w kierunku konsoli Dj’a szukając jakiejś pomocy ze strony Zayna, lecz chłopak wzruszył tylko ramionami i głową wskazał na stojący nieopodal wybieg, przygotowany na jutrzejszy pokaz mody. Zaśmiałam się cicho i podążając w stronę wyznaczonego miejsca nie szczędziłam wywijania moim tyłem. Znajdując się już na podwyższeniu zobaczyłam, że pięciu chłopaków z ekipy suportu One Direction wymyśliło własny układ do mojego popisu muzycznego. Ha! To mi się podoba, profesjonalizm. Oczywiście, ja jak to ja musiałam coś tak wspaniałego na koniec spierniczyć. Tym razem padło na złamany obcas. No cóż jednak nic nie wychodzi idealnie. Przyjęłam wszystkie oklaski z rozpierającą dumą i odwróciwszy się do moich tancerzy uśmiechnęłam się do nich promiennie, okazując swoją wdzięczność. Gdy tylko kuśtykając zeszłam ze sceny poczułam męskie dłonie na moich ramionach, usiłujące przycisnąć mnie do ściany. Och, Harry był taki przewidywalny. Loczek po osiągnięciu swojego celu już chciał zmiażdżyć moje usta w pocałunku gdy zaśmiałam się seksownie i odpychając go ruszyłam na parkiet. Oto jest zabawa! 
*
Wybiegłam przez tylne drzwi klubu w którym odbywała się impreza zespołu. Jakaś tajemnicza moc muzyki była po mojej stronie ponieważ zza drzwi dobiegła mnie piosenka Ellie Goulding Figure 8. Boże, doskonale wiedziałam jaką Harry ma opinię: kobieciarz, podrywacz, flirciarz, kłamca... A jednak uwierzyłam w każde jego najmniejsze słowo. Jedno zdanie czystej prawdy bolało mnie gdzieś w środku. Sprzedałam się za choć odrobinę udawanego uczucia, pseudo gorącej miłości do mnie. Manipulował mną, moimi uczuciami, i wszystkimi poprzednimi, które usłyszały te same słowa. Zawsze, bez wyjątków, chodziło mu o tą niebieskooką dziewczynę z klubu, którą jest Lilly... Byłam cholernym kluczem do jej osoby. Wyjęłam z kieszeni pochwyconej z jakiegoś krzesełka kurtki paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Kiedy wreszcie nauczę się czegoś? W kółko i w kółko powtarzam te same błędy, które zadają ból nie do zapomnienia. Opierając się o coś przypominającego ogrodzenie usiadłam na zimnej ziemi. Jedna łza przywitała mój policzek. Nie, nie chciałam płakać przez tego idiotę. To wszystko mnie przerastało. Uczucia rozszarpywały moją postać, jak kruchą figurką. Nie mogłam liczyć na żadną pomoc, byłam tu sama- ja i moje uczucia.
-And I need you more than i can Take (I potrzebuję cię mocniej, niż mogę znieść)- Usłyszałam wyśpiewane przez Ellie słowa, z którymi bezsprzeczne musiałam się zgodzić. Dopiero teraz moje rozgrzane ciało poczuło chłód powietrza, które spowodowało gęsią skórkę. Choć powoli zaczynałam zamarzać, nie zamierzałam wracać do środka. Myśl jak cichy zabójca przeszyła moją głowę: Zaynateż cierpiał przecież on i Lilly, coś między nimi było. Boże, wizja Lilian i Zayna w pocałunku miała wystarczająco dużą móc by mnie zabić. Nieświadomie, jakby chcąc poczuć resztę jego smaku, dotknęłam swoich ust. Słodkie, miękkie wargi Malika... Pocałunki, które były tak magiczne, przepełnione miłością, delikatną walką. Jego duże, męskie dłonie na moim ciele. Zamknęłam oczy myśląc o tym uczuciu, które pomiędzy nam było. Sposób w jaki odgarniał włosy z mojego czoła. Czułe ramiona kołyszące mnie do snu. Przygryzłam wargę, brnąc zacięcie w tym samym kierunku. Noce, nasze nagie ciała bez chociażby milimetra przerwy. Cichy jęk wyrwał się z mojego gardła. Matko, marzenie o Zaynie tak mocno mnie podnieciła... Tak bardzo chciałabym być blisko niego. Oddałabym wszystko, żeby znów z nim być. Otworzyłam delikatnie zapłakane oczy i widok który odnotował mój mózg powalił mnie na kolana. Zayn stał naprzeciwko śmiejąc się ze mnie.
-Widzę, że erotyczne myśli o Harrym są bardzooo szczegółowe?- uśmiechnął się i usiadł obok mnie, chwytając leżącą przy mnie paczkę papierosów.- Nie wstydź się, fantazje są dobre.- kpił sobie ze mnie, a mi się to podobało, naprawdę.-A co do Hazzy i Lilly...-spojrzał na mnie wymownie odpalając papierosa-Nie przejmuj się, znajdziesz ktoś lepszego.- puścił do mnie oczko i chciał już wstawać, kiedy powstrzymałam go żelaznym pocałunkiem. Usidławszy okrakiem na jego kolanach ujęłam delikatnie twarz mulata przyciągając go bliżej siebie. Chłopak nie zareagował, bolało mnie to ale nie poddawałam się, cały czas ciężko pracowałam wargami ale on nawet nie objął mnie w tali. Myśl o tym, że jego uczucie już dawno wyparowało sprowadziła mnie na ziemię. Połykając gorzkie łzy podniosłam się i pobiegłam w stronę ulicy. Jeszcze nigdy nie poczułam się tak strasznie, nigdy przenigdy nie chciałam być jedną z dziewczyn, która bawi się uczuciami, a później sama zostaje odrzucona. Obecność Zayna tak bardzo mnie zaczarowała, iż nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło padać. Świetnie, teraz czuję się jak w taniej komedii romantycznej. Deszcz jest taki oklepany. Chociaż matka natura mogłaby być po mojej stronie. Biegłam dalej co jakiś czas przecierając zapłakaną twarz. Mokre włosy strąkami opadły na przemoczoną co do nitki kurtkę. Krople deszczu mieszały się ze łzami i resztkami makijażu. Czułam się beznadziejnie, jakby wszystko co w moim sercu miało sens skończyło się razem z odrzuceniem jedynej ważnej osoby w moim życiu. Powoli zaczynało mi brakować sił do dalszej drogi, a także łez do wyrzucenia z siebie wszystkich emocji. Zayn na pewno był szczęśliwy z Perrie, Lilly z Harry (który zapewnie w tym momencie doprowadzał ją do granic rozkoszy), nawet Liam był z Danielle, a ja zostałam sama, jak palec lub jak to się mówi. Oparłam się o pobliską latarnie, by zaczerpnąć trochę powietrza. Byłam w obcej dzielnicy Londynu o trzeciej w nocy, bez jakiejkolwiek możliwości skontaktowania się z kimkolwiek. Zasłużyłam sobie na to, na każdy zadany mi dziś ból, wiem. Rozejrzałam się wokół by namierzyć jakieś schronienie, cokolwiek nawet jakiś kawałek daszku. Ale nic takiego nie znajdowało się w pobliżu, pustkowie. Jestem ciekawa jak dostanę się do centrum Londynu, skoro wszystko co widzę to świecąca pustakami droga, której chyba już nikt nie używa, i stare kamienice. Zaczęłam panikować, okej udawane uczucie Harrego- zasłużyłam. Odrzucenie Zayna- zasłużyłam… No ale no samotne stanie na jakimś pustkowiu, było lekką przesadą, a może nie? Może wyrządziłam już tak dużo krzywd, że nawet to nie mogło pokryć szkód? Stałam coraz bardziej odczuwając chłód nocy, samotnej nocy spędzonej gdzieś w niemiłej dzielnicy Londynu.

*
Świtało kiedy usłyszałam warkot silnika nadjeżdżającego samochodu. Wreszcie ktokolwiek pojawił się
na horyzoncie. Myśl o ciepłym wnętrzu samochodu sprawiła, że uśmiechnęłam się szeroko wymachując rękami. Kierowca musi mnie zobaczyć, to chyba moja ostatnia szansa na powrót do centrum. Ku mojej pociesze czerwone ferrari zaczęło zwalniać, aż całkowicie zatrzymało się kilka metrów ode mnie. Kierowca uchylił szybę i zapytał czy mógłby mi w czymś pomóc.
-Tak, bardzo proszę.- uśmiechnęłam się do mężczyzny w średnim wieku- Nazywam się Anastazja i zgubiłam się tutaj zeszłej nocy, niestety nie wzięłam telefonu więc nawet nie mam  z kim się skontaktować. Mógłby pan podrzucić mnie przynajmniej na jakąś stację metra?- posłałam mu błagający uśmiech i chwile później znalazłam się w ciepłym samochodzie. Rozglądałam się po bogatym wnętrzu samochodu z podziwem, skórzane siedzenia, mały telewizor, wbudowane głośniki, jednym słowem mężczyzna musiał być naprawdę bogaty. Podziwiałam przyrodę, której zielone plamy rozmazywały się przed moimi oczami, nie zważałam na obecność mężczyzny, który co chwila podśpiewywał piosenki lecące w radiu. Na zegarku samochodu kontem oka zauważyłam, że właśnie wybiła szósta rano- wiem, to dziwne ale miałam ochotę posłuchać wiadomości, muszę przyznać interesowałam się trochę polityką i światem.
-Przepraszam, mógłby pan przełączyć na BBC Radio? Zależy mi na wysłuchaniu wiadomości.- posłałam ciepły uśmiech w stronę kierowcy i po chwili wsłuchiwałam się w ciepły głos dziennikarki radiowej. Mówili coś o Stanach Zjednoczonych, muzycznym debiucie Little Mix- w sumie nic co by mnie zainteresowało. I wtedy to usłyszałam, usłyszałam poważny ton prezenterki mówiącej ,,Po ulicach Londyn czerwonym ferrari krążył podejrzany o molestowanie nieletnich…’’- mężczyzna szybko wyłączył radio i przyspieszając do 200 km/h. Sparaliżowało mnie, moje serce przestało bić by za chwilę dudnić w piersi jak oszalałe.
-Wypuść mnie!- wrzasnęłam zaciskając ręce na siedzeniu. Określenie ,,bałam się’’ nie wystarczało, ja byłam przerażona. Co teraz ze mną będzie? Zgwałci mnie? Porwie? Zabije? Łzy zbierały się w moich oczach, nie pozwolę sobie na płacz, przecież co on sobie pomyśli?- Wypuść mnie do cholery!- krzyknęłam jeszcze raz, trzęsąc się ze strachu. Wizja mojej najbliższej przyszłości spowodowała mroczki przed oczami.  Zamknęłam oczy ze strachu, samochód ciągle przyśpieszał, a ja nie mogłam nic na to poradzić. I wtedy to się stało. Głośny huk rozległ się w mojej głowie. Ból przeszywający mnie całą zabrał mój umysł gdzieś daleko, w inny wymiar. Zemdlałam.