Lilian
Pierwsza łza spłynęła po moim policzku w raz z myślą
wpływającą do mojej głowy. Dlaczego ona musiała mi to zrobić? Pytam, ale nie
dostaje odpowiedzi. Czuję się dziwnie jednocześnie za nią tęskniąc i jej
nienawidząc. Chociaż na świecie żyją miliardy ludzi ja czuję się jakby, nie
było wokół mnie żywej duszy. Pozostawiła mnie samą. Nie wierzę w to, a jednak
okazuje się być to prawdą. Nie mam już nikogo, rodzinę straciłam wraz z
śmiercią babci, a przyjaciele. No właśnie takowych nie posiadam. Wszyscy okazali
się fałszywymi osobnikami, którzy w najgorszych momentach mojego życia po
prostu odeszli, zostawiając po sobie tylko wspomnienia- jedyną rzecz, której
nikt nigdy nie może mi odebrać.
Muszę przyznać się przed sobą którą z dróg wybieram tą, w
której przeszłość staje się moją teraźniejszością, mam namiastkę tego co było
kiedyś i poddaje się rwącej rzece wspomnień lub tą, w której stawiam czoła
wszystkim przeciwnościom losu, które czyhają za każdym rogiem i nie poddaje się
za nic. Moja podświadomość nakłania mnie do wytypowania drogi numer dwa. Tak
też robię z czym także wiąże się zmuszenie swojej osoby do otarcia łez z
policzków i zamknięcia pękającej w szwach walizki. Jak mantrę powtarzam sobie
dwa, tak naprawdę trzy słowa Stay strong
Lilian. Stay strong.
*
Siedzę samotnie na peronie. Wokół mnie same kochające się pary lub rodzice
żegnający swoje dzieci. Los zachowuje się wobec mnie cholernie niesprawiedliwe.
No ale cóż podjęłam taką, a nie inną decyzję więc jakoś będę musiała sobie
poradzić. Gwizd przyjeżdżającego pociągu wyrwał mnie z przemyśleń, wstałam z
ławeczki i weszłam do wcześniej wspominanego środku transportu. Szybko uporałam
się z odnalezieniem zarezerwowanego miejsca, po czym skierowałam wzrok na okno
i ostatni raz spojrzałam na miejscowość, w której mieszkałam przez całe życie.
Czas, aby pożegnać się z tym miastem na zawsze- już do niego nie wrócę. To
tylko przypominałoby mi o mojej przeszłości czego chcę uniknąć za wszelką cenę.
Cenę, którą jest mieszkanie w akademiku w innym miejscu. Nowym miejscu, do
którego nie mam ochoty żyć, a jednak będę musiała to robić tylko i wyłącznie
dla własnego dobra.
*
Przyjechałam już do tego łagodnie ujmując obskurnego
miejsca. Na samą myśl, że teraz ten budynek stanie się moim domem zaczynam się
śmiać. Tylko nie normalnym śmiechem ten mój jest histeryczny jak u jakiejś
hieny. Dość dziwne, ale gdybyście to zobaczyli wasza reakcja byłaby pewnie
podobna. Odpadający tynk, zgniły zielony kolor i małe okna raczej nie chwytają
człowieka za serce. Ale wiem że jakoś muszę to przeżyć więc ruszam i wchodzę do
budynku z dumnie uniesioną głową. Pierwsze co zauważam to otyłą podstarzałą
recepcjonistkę w dodatku z przetłuszczonymi włosami. Co jak co idealnie tutaj
pasuje, jest tak samo piękna jak cały obiekt. Jej wygląd ,,trochę’’ odstrasza
ale jakoś muszę się dostać do pokoju więc pochodzę do miejsca jej pracy szybkim
krokiem.
- Dzień dobry. Nazywam się Lialian Sanchez i od tego roku
miałam zacząć tu mieszkać- wypowiadam te słowa nie zbyt mile. No tak nie wiem
po co o tym wspominam przecież ja nikogo nie darzę miłością.
Kobieta spojrzała na mnie spod byka i zaczęła coś wpisywać
na klawiaturze od hmm niech pomyślę około stuletniego komputera. Jak by tego
było mało musiałam czekać, aż wreszcie się z tym upora, całe wieki. Znudzona
chciałam się oprzeć o ladę, ale wolałam nie ryzykować jej zawaleniem. Po
długich męczarniach kobieta mi odpowiada. Nie dość, że z łaską to jeszcze
wielce zmęczonym głosem. No tak jakbym zapomniała przecież wciśnięcie kilku
klawiszy może człowieka naprawdę wyczerpać.
- Tak znalazłam cię w systemie. Twój pokój ma numer 269.-
Mówiąc szperała w starej szafce, która mieściła się tuż obok niej – Proszę-
podała mi klucz.
A ja jak gdyby nigdy nic odeszłam bez słowa pożegnania.
Oczywiście moje lokum musiało znajdować się na ostatnim piętrze budynku. Wizja
wchodzenia po schodach na czwarty poziom wraz z dziesięciokilową walizką raczej
się do mnie nie uśmiecha. Wznoszę ręce do nieba właściwie to sufitu i pytam się
za jakie grzechy. No ale jak zwykle odpowiedź do mnie nie dociera. Powoli się
przyzwyczajam. Ale dość lamentowania trzeba wziąć się do pracy. Tak jak
myślałam zajęło mi to sporo czasu. Gdy wreszcie dotarłam na miejsce, czułam się
jakbym weszła co najmniej na Mont Everest. Zziajana i spocona osunęłam się po
ścianie i usiadłam na starym zakurzonym dywanie. Ostatkami sił wyjęłam
papierosy z podręcznej torby i zaciągnęłam się. Wreszcie, przyszło ukojenie.
*
Moja lokatorka nie jest zła. Szczerze powiedziawszy
spodziewałam się czegoś gorszego. Może ta Anastazja, nie jest typową tapeciarą.
A, jednak coś mi się wydaje że chorobliwie dba o swój wygląd. To że nie jest
pustą lalką Barbie nie oznacza, że nie będzie obiektem moich żartów. Już
pierwszego dnia zaledwie po 15 minutach moja kochana przyjaciółeczka została
uziemiona. Ups, tak mi przykro.
Anastazja
Półtora roku później
Siedział na łóżku wbijając wzrok we mnie- pakującą kolejne
walizki.
-Dlaczego mi to robisz?- zapytał połykając kolejne słone
łzy. Spojrzałam tylko na niego spod wachlarza ciemnych rzęs, nie byłam w stanie
wydusić z siebie ani słowa. Chłopak wyciągnął do mnie ręce, nie zignorowałam
tego, nie powstrzymując łez podeszłam do niego. Chłopak wierzchem dłoni wytarł
moje łzy poczym chwycił moją twarz i patrząc prosto w moje oczy powiedział- To
był najlepszy okres w moim życiu, teraz kiedy musimy to zakończyć jest
najgorszy, uwierz mi skarbie.- jego brązowe oczy zaszkliły się, a dolna warga
zadrżała- Byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją wakacyjną miłością. I przyrzekam
Ci, że nigdy cię nie zapomnę, Ciebie ani tego co razem tutaj przeżyliśmy.
Musisz po prostu uwierzyć w to, że musimy powiedzieć sobie ,,Żegnaj’’. Nie
musisz mówić,- zrobił krótką pauzę by wytrzeć i swoje łzy- przyrzekać, że
zadzwonisz obiecaj mi tylko, że tak jak ja nigdy o Nas nie zapomnisz, bo ty
byłaś moja na wakacje, ale teraz to jest po prostu koniec.- kolejna łza
spłynęła po jago policzku. Niepewnie kiwnęłam głową, nie mogłabym zapomnieć.
Myśląc o tym wszystkim Naszych wspólnych chwilach objęłam jego szyję. Wtuliwszy
się w jego pierś po raz ostatni wdychałam jego cudne perfumy. Zdając sobie
sprawę, iż szybko go nie puszczę przysiedliśmy na skraju łóżka.
–Kocham Cię.-
wyszeptałam.
-Gdyby nie oni, zostałabyś?- chłopak widząc, iż chcę odejść
szybko złapał mnie za nadgarstek. Spojrzawszy mi głęboko w oczy, poprosił o odpowiedź.
-Nie chciałabym zrujnować tego, co już udało wam się
wybudować.- powiedziałam wycierając łzy. Odwróciwszy się na pięcie usłyszałam
po raz kolejny drżący głos chłopaka.
-Weź to.- wstał i do ręki wcisnął mi płytę CD.- Kiedy
będziesz już w domu wysłuchaj.- przytulił mnie ostatni raz i pozwolił odejść.
Teraźniejszość
Siedziałam na przystanku czekając na autobus który miał
zawieść mnie do mojej szkoły. Wakacje minęły za szybko, stanowczo za szybko.
Jeszcze nie tak dawno wsiadałam na pokład samolotu do Chorwacji myśląc o
powrocie do miejsca gdzie pochowane zostały wszystkie moje wspomnienia. Drugi
rok w akademiku, a dopiero co poznawałam wszystkich w liceum. Rodzice umieścili
mnie w internacie ponieważ, jak twierdzili, gdybym została w domu, w nauce przeszkadzałyby
mi ,,normalne’’ sprawy jak zakupy, wypady na zakupy z przyjaciółkami i imprezy,
plus moja młodsza siostra Emila. Musze was zapewnić, że ten mały diabeł przez
cały letni czas spędzony w domu katował mnie piosenkami Bieber’a i One
Direction, jak ja ją wtedy kochałam {tak mocno, że z tej miłości miałam ochotę
udusić tego małego dzikusa}. Mój mózg dostał mocnego kopa wiadomościami z ich
życia i różnymi ciekawostkami związanymi z idolami Emilki. Nie wiem dlaczego rodzice pozwalają jej
słuchać niektórych jej piosenek, mi było wstyd kiedy słyszałam na przykład
piosenkę Love Me Like You Do, no
proszę was ,,Umieść mnie w środku kochanie, to właśnie tam zacznę’’. Łapiecie
aluzję? Mam nadzieję. A najgorsze co mnie spotkało to piosenka Rock Me, mój ojciec jest Irlandczykiem
także dobrze wie, że w Brytyjskim slangu Rock
Me, to po porostu ‘’bzyknij mnie’’. Ciekawe,
naprawdę fascynujące, iż pozwolili jej tego słuchać. Ale nie to rozwaliło mnie
na łopatki, ‘’Chcę, żebyś przycisnął ten ciężki, metalowy pedał. Pokazał, że Ci
zależy’’ Gdy tylko to usłyszałam to po prostu tarzałam się ze śmiechu i
frustracji po podłodze. No bo przepraszam bo ja to odbieram jako propozycję
jednoznaczną. Dobrze, ale zostawiając piosenki z podtekstami przejdźmy do tego,
co prawie przysporzyło mnie o zawał. Rodzice myśląc, że ,,lofffciam’’ One
Direction kupili mi dwa bilety w pierwszym rzędzie na ich koncert w Londynie.
Naturalnie mam zabrać swoją siostrę. Świetnie, nieprawdaż? Sarkazmem śmierdzi
tu na kilometry. No właśnie, koncert jest już za dwa tygodnie, nie wiem jak ja
to przeżyję. Dlaczego los pokarał mnie taką siostrą?
Trzy godziny później.
Przywitawszy się z dyrektorką szkoły udałam się do swojego
pokoju na czwartym piętrze. Nie chciałam by ktokolwiek ze szkoły poznał
prawdziwą mnie więc mieszkałam tam sama, rodzice zapłacili za mały remont
pokoju. Zależało mi na tym bym mogła sama urządzić go według własnego pomysłu.
O jakież było moje zdziwienie kiedy przy drzwiach ujrzałam klęczącą na podłodze
postać. Brunetka paliła papierosa i najwyraźniej czekała właśnie na mnie.
Udając, iż jej nie zauważyłam otworzyłam drzwi do pokoju i weszłam na stare
śmieci.
-Ekhem.- usłyszałam chrząknięcie dziewczyny. Raczyłam na nią
spojrzeć i wyszeptać coś w rodzaju ‘’Masz jakiś problem?’’- Tak, i to dosyć
duży problem bo mam tu mieszkać.- dziewczyna wciągnęła dym tytoniowy do płuc i
zgasiła papierosa, wgniatając go w podłogę. Wstała, poprawiła delikatnie czarne
spodenki i bezczelnie popychając mnie weszła do środka.-Ładnie tu masz.-
rozejrzała się wokoło i wzrokiem zapytała czy może zająć łóżko po lewej
stornie. Kiwnęłam głową na tak i wniosłam swoje walizki. Dziewczyna rzuciła się
w brudnych butach na czysty fioletowy kocyk który ochraniał jasnoniebieską,
bawełnianą pościel. Postawiwszy bagaże na podeście usłyszałam jak dziewczyna
odpala kolejnego papierosa.
-Nie będziesz tu palić.- powiedziałam stanowczo patrząc na
nią jedynym z moich morderczych spojrzeń.
-Będę.- odpowiedziała i jakby nigdy nic zaciągnęła się
dymem.- Musisz być nadziana.- posłała mi pełne sarkastycznego podziwu
spojrzenie i uśmiechnęła się łobuziarsko- Widziałam inne pokoje, ten jest
wypasiony.-Tak w ogóle moje maniery zgubiły się gdzieś w lesie.- znów
uśmiechnęła się w ten swój ironiczny sposób- Jestem Lilian.
-Anastazja.- powiedziałam najobojętniejszym tonem jakim
tylko mogłam. Przysiadłszy na skraju miękkiego łóżka zdjęłam wysokie, czarne
szpilki i zmieniłam je na wygodne papucie.- Skoro będziemy to razem mieszkać,
to możesz mówić mi Annie.
-Taki trochę brytyjski skrót.-zaśmiała się.
-Pochodzę z Irlandii.
-Mhm. I pewnie słuchasz tego zespołu, One Direction, nie?
Wyglądasz na taką która podkochuje się w gwiazdach popu. Wiesz, nie chciałam
cię urazić.- wyrzuciła z siebie kiedy zobaczyła mój błagający o litość jęk.-
Tylko chodzi o to, że na walizce masz ich naklejki.- posłała mi zwycięskie
spojrzenie a ja od razu poczerwieniałam.
-Emila.- warknęłam i zaczęłam odklejać naklejki z podobizną
piosenkarzy.
-Emila? Twoja siostra, zapewne ich kocha.- znów się zaśmiała
i zdjąwszy swoje buciska podeszła do mnie.-Wiesz, ze mną nie będziesz miała
spokojnego życia także, możesz się przyzwyczaić. Ano, i najważniejsze jest to,
iż możesz oswoić się z myślą, że cała szkoła dowie się o Twojej niepohamowanej
miłości do tego zespołu.- uśmiechnęła się tajemniczo i z kieszeni spodenek
wyjęła białego Blackberry.- Pstryk! Gotowe piękne zdjęcie.- uśmiechnęła się
diabelsko i machnęła mi telefonem przed oczami.- Mam już czym cię szantażować.-
i właśnie w tym momencie zorientowałam się, że Lilian {o ile nie okłamała mnie
w kwestii imienia} będzie jednym z moich utrapień, z nią nie będę mogła spać
spokojnie. Powodzenia Annie!
Monika: A więc witajcie! Jest mi strasznie miło,że pod wprowadzeniem było 13 komentarzy, za które chciałabym Wam serdecznie podziękować. Mam nadzieję, iż blog i nasz styl pisania podoba Wam się i że bardzo chętnie będziecie czytać nowe rozdziały. Następne posty pojawią się jakoś w przyszłym tygodniu c: Albumy zaaktualizujemy po nowym roku bo mój przyjaciel ,,miszcz fotoszopa'' się nie odzywa...